To reakcja na wypowiedź Sergeja Staniszewa, przewodniczącego rządzącej Bułgarskiej Partii Socjalistycznej (BSP). Stwierdził on, że obecny rząd powinien zakończyć swoją misję tak szybko, jak to tylko możliwe, nawet jeszcze w tym tygodniu.
Oreszarski uznał, że do formalnego zakończenia rządów socjalistów i reprezentującego mniejszość turecką współrządzącego Ruchu na rzecz Praw i Swobód (DPS) mogłoby dojść w przyszły wtorek. Okazją do złożenia dymisji będzie posiedzenie zwołanej przez prezydenta Rosena Plewnielewa Rady Konsultacyjnej Bezpieczeństwa Narodowego. Wtedy oczekiwane jest też wyznaczenie daty przyspieszonych wyborów parlamentarnych.
Analitycy uważają, że wpływ na decyzję socjalistów ma kilka czynników. Jednym z nich może być wymuszona przez Brukselę i Waszyngton rezygnacja z budowy bułgarskiego odcinka sponsorowanego przez Gazprom gazociągu South Stream.
Premier nakazał wstrzymanie prac nad rurociągiem w zeszłą niedzielę. Nastąpiło to po serii ostrych wypowiedzi przedstawicieli Komisji Europejskiej i wizycie grupy senatorów z USA. Wicepremier Daniela Bobewa powiedziała w czwartek, że Płamen Oreszarski ujawni dzisiaj „całą prawdę o South Stream".
Sprawa rosyjskiego gazociągu nie jest jednak jedyną przyczyną obecnego kryzysu rządowego. Na decyzję Oreszarskiego wpłynęły z pewnością kiepskie wyniki osiągnięte w wyborach do Parlamentu Europejskiego, a także ogólna słabość rządu, której przejawem był krytykowany przez Unię brak reform, wewnętrzne spory, nieskuteczna walka z przestępczością zorganizowaną i słabe wyniki ekonomiczne. Zdaniem Staniszewa premier i socjalistyczni ministrowie ulegali koalicyjnemu partnerowi, który prezentuje orientację liberalną, a nie lewicową linię BSP.