Nie wiadomo dokładnie, ilu zwolenników tradycyjnej rodziny wzięło udział w niedzielnych manifestacjach w Paryżu i Bordeaux. Zapewne nie więcej niż 100 tys. To mniej niż w czasie poprzednich protestów. Do ostatnich wezwała organizacja Manif Pour Tous (Manifestacja dla wszystkich).
Powstała w celu zwalczania rządowego projektu socjalistów „Marriage pour tous" wprowadzającego w życie instytucję małżeństw homoseksualnych. Te są już faktem od maja ubiegłego roku, ale protesty przeciwko tej ustawie nie ustają. A właściwie przeciwko żądaniom środowisk gejowskich domagających się prawa do adopcji i legalizacji korzystania z matek surogatek.
Stąd na ulicach hasła w rodzaju „Brzuchy to nie wózki golfowe" czy „Chrońmy rodzinę". Odpowiednią petycję podpisało ponad 200 tys. osób. „GPA (tzw. ciąża zastępcza – przyp. red.) pozostanie we Francji zakazana jako niedopuszczalna komercjalizacja istoty ludzkiej i przekształcenie ciała kobiety w obiekt o wartości handlowej" – zapewniał na łamach katolickiego „La Croix" premier Manuel Valls. Takie zapewnienia nie przekonują jednak zwolenników tradycyjnej rodziny. „Tak samo jak przed laty PACS (rejestrowane związki partnerskie – przyp. red.) uważano za otwarcie drogi dla małżeństw homoseksualnych, tak obecnie w ich legalizacji dostrzega się wstęp do GPA" – tłumaczył konserwatywny „Le Figaro".
Program socjalistów
Wprowadzenie małżeństw homoseksualnych Partia Socjalistyczna Francois Hollande'a zapowiadała już w programie wyborczym. Francuska lewica pragnęła się wyraźnie wyprofilować w stosunku do konserwatywnej Unii na rzecz Ruchu Ludowego (UMP) oraz skrajnie prawicowego Frontu Narodowego Marine Le Pen. To się w pewnym sensie udało. Z badań wynika, że 55–60 proc. Francuzów nie ma nic przeciwko instytucji małżeństw homoseksualnych. Francuzi są podzieleni niemal równo w sprawie adopcji dzieci przez pary homoseksualne. Z kolei zaledwie 31 proc. utożsamia się z wartościami prezentowanymi przez Manif pour tous.
To zapewne tłumaczy spadek liczby uczestników aktów protestu przeciwko zmianom ustawodawczym w sprawach obyczajowych. Tym bardziej że rząd przeforsował nie tak dawno ustawę o karalności klientów prostytutek. Spotkało się to z zadowoleniem środowisk feministycznych i części konserwatywnych. Te ostatnie mają obecnie problem, jaką zająć postawę w sprawie takich manifestacji jak ostatnia. – Po stronie zwolenników tradycyjnej rodziny angażują się coraz bardziej zwolennicy skrajnej prawicy – mówi „Rz" prof. Georges Mink z paryskiego Instytutu Nauk Politycznych. Zdaniem „Le Figaro" trudno się doszukać w UMP jasnej linii w stosunku do działań Manif pour tous.