W nocy z wtorku na środę oddziały policji podjęły najbardziej zdecydowaną akcję przeciwko demonstrantom od początku protestów w Hongkongu. Do interwencji doszło w pobliżu tunelu na trasie przelotowej w dzielnicy Admiralty, którą protestujący, wyparci wcześniej z centrum miasta, blokowali od wtorkowego wieczoru. Siły porządkowe zmusiły demonstrantów do wycofania się z bezpośredniego sąsiedztwa budynków administracji rządowej.
Na filmie opublikowanym na YouTube widać, jak funkcjonariusze rozpylają gaz łzawiący na młodych ludzi osłaniających się parasolami. W trakcie starć zatrzymano 45 demonstrujących (rzecznik policji mówił o 37 osobach). Oburzenie wzbudziła relacja miejscowej telewizji TVB, w której pokazano funkcjonariuszy policji bijących skutych już i klęczących aresztantów.
Wirus demokracji
Mieszkańcy miasta wyrażają swoje rozczarowanie postawą sił bezpieczeństwa, tym bardziej że miejscowa policja uważana była za formację unikającą przemocy i trzymającą się z dala od polityki.
Władze zdecydowały się na rozwiązanie trwającego od dwóch tygodni konfliktu siłą, gdy nie udało się rozpocząć rozmów z przedstawicielami protestujących. Nie byli oni skłonni zaakceptować żądania, by zrezygnowali z czołowego postulatu ruchu Occupy Central, czyli z domagania się wolnych wyborów w 2017 r. (władze proponują wybory dopiero po wstępnej selekcji kandydatów dokonanej przez Pekin).
Na zdecydowane działania policji wpływ miało też osłabienie demonstracji, gdy wielu zmęczonych uczestników wróciło do domów. Część z nich na wieść o akcji policji wróciła na ulice, ale liczebność tłumów jest i tak nieporównywalnie mniejsza niż w pierwszych dniach października. Sondaże wskazują również na słabnące poparcie społeczeństwa Hongkongu zmęczonego powodowanymi przez protesty utrudnieniami życia codziennego.