Przedstawione podczas posiedzenia czeskiej Izby Poselskiej poglądy prezydenta Milosza Zemana, że Ukraina powinna prowadzić politykę „samoograniczenia" w taki sposób, by nie drażnić Rosji spotkały się z krytyka szefa rządu. Premier Bohuslav Sobotka odpowiadając na interpelacje poselskie stwierdził, że „nie chce być recenzentem prezydenta" jednak nie ukrywał krytycznego stanowiska wobec poglądów głowy państwa.
„Finlandyzacja nie jest dobra droga dla Ukrainy, która powinna mieć prawo do decydowania o swojej przyszłości" - mówił w parlamencie Sobotka. Była to odpowiedź na sugestie Zemana, by Kijów uspokoił Moskwę obiecując, że nie będzie starał się o członkostwo w NATO. Sobotka dodał, że pojęcie „finlandyzacji" pochodzi z okresu zimnej wojny (chodziło o zobowiązanie sąsiadującej z ZSRR Finlandii do rezygnacji z członkostwa w zachodnich strukturach obronnych i prowadzenia polityki zagranicznej niekolidującej z interesami Moskwy).
Wyraźnie prorosyjskie poglądy prezydenta od dawna budzą zakłopotanie w kręgach rządowych Pragi. Jakkolwiek zarówno premier jak i prezydent reprezentują umiarkowana centrolewicę to jednak w kwestii polityki wschodniej istnieje między nimi rozdźwięk. O ile Sobotka podkreśla konieczność utrzymania zachodniej jedności to Zeman wielokrotnie wypowiadał się przeciwko zachodnim sankcjom wobec Rosji i dawał wyraz swojemu krytycznemu stanowisku wobec Ukrainy.
Zeman wielokrotnie wprowadzał w konsternacje przedstawicieli czeskiej dyplomacji. Podczas wizyty w Chinach chwalił „chińską demokrację i poszanowanie praw człowieka", zaś podczas pobytu w Kazachstanie ocenił, że zbliżenie Ukrainy z Zachodem potrwa kilka pokoleń. To właśnie w Astanie użył określenia „finlandyzacja" w odniesieniu do najlepszych jego zdaniem relacji między Ukraina i Rosją.
Pod koniec listopada „Washington Post" nazwał Zemana propagandową tubą Rosji. Podobnie wypowiadali się przebywający w Pradze ukraińscy dziennikarze - znany reporter Maksym Szczerbyna użył wobec Zemana określenia „przedłużona ręka Moskwy".