Proponowany przez premiera Antonisa Samarasa kandydat Stavros Dimas, były grecki członek Komisji Europejskiej, tym razem zdołał zebrać 168 głosów. To o osiem więcej niż w pierwszym głosowaniu, ale wciąż o wiele za mało, by zapewnić Dimasowi stanowisko głowy państwa. Do tego wymaganych będzie minimum 180 głosów.
Na nic zdały się składane parlamentarzystom oferty premiera, który obiecywał, że w zamian za poparcie dla Dimasa zgodzi się nie tylko na wcześniejsze wybory parlamentarne przed końcem 2015 r., ale także na przebudowę rządu. Mogłoby do niego zostać dokooptowanych kilku umiarkowanych polityków niezwiązanych z koalicją prawicowej Nowej Demokracji i socjalistów z PASOK.
Pierwszą reakcją na wiadomość o nieudanym głosowaniu był dalszy spadek wartości indeksu greckiej giełdy, która w ciągu ostatniego tygodnia straciła już około 20 proc. To skutek obaw, że w razie niepowodzenia trzeciej – i ostatniej – próby wyboru prezydenta 29 grudnia konieczne będzie rozpisanie nowych wyborów powszechnych już na początku przyszłego roku.
W ich trakcie poważnie umocnić się może radykalnie lewicowa SYRIZA, co grozi zasadniczą zmianą kursu polityki Grecji. Greccy komentatorzy oskarżają przywódców lewicy o ignorowanie wszelkich prób ratowania sytuacji mimo wielokrotnych ofert Samarasa. SYRIZA zdaje się wręcz dążyć do jak najwcześniejszych wyborów, licząc na swój sukces.
Koalicyjny rząd nie może się też spodziewać wsparcia od Niezależnych Greków, drugiej partii opozycyjnej. Jeden z jej posłów Pavlos Halikalis oskarżył negocjatora rządu o próbę przekupienia ugrupowania i złożył w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury. Ta odmówiła wszczęcia postępowania, co zirytowało Niezależnych Greków, którzy tym bardziej będą teraz działać wbrew namowom Samarasa.