Zaraz po porażce trzeciej próby wyboru prezydenta przez parlament w Atenach euro nie tylko nie osłabło względem dolara, ale nawet się nieco wzmocniło. Stabilne były także indeksy najważniejszych europejskich giełd.
– To jest zupełnie inna sytuacja niż w 2009 r. Wtedy inwestorzy, którzy nabyli na wielką skalę grecki dług, sądzili, że jest to zakup bez ryzyka. Gdy nagle się okazało, że ryzyko bankructwa kraju jest całkiem realne, wszyscy zaczęli na gwałt sprzedawać grecki dług, wybuchła panika. Dziś ci, którzy kupili grecki dług, wiedzieli, jakie ponoszą ryzyko. Teraz to ryzyko jedynie się materializuje, co powoduje korektę notowań giełdowych, ale nie ich załamanie – tłumaczy „Rz" Daniel Gros, dyrektor prestiżowego brukselskiego Centrum Europejskich Analiz Politycznych (CEPS).
To niejedyny powód spokojnej reakcji Unii na wydarzenia w Atenach. Innym jest eliminacja teorii domina, zgodnie z którą niewypłacalność Grecji miała spowodować upadek wielu innych krajów strefy euro, przede wszystkim na południu Europy. W poniedziałek i tak już bardzo niska rentowność włoskich i hiszpańskich obligacji nie tylko nie wzrosła, ale wręcz znacząco spadła.
– Pięć lat temu ocena tych krajów była w oczach rynków finansowych ściśle związana z kondycją Grecji. Dziś to już tylko bardzo luźne powiązanie. Hiszpania dzięki reformom jest na ścieżce wzrostu, a Włochom, choć mają problemy, nie grozi bankructwo – uważa Gros.
W Brukseli mimo wszystko mówi się o zwołaniu nadzwyczajnego szczytu przywódców Unii 12 lutego, zaraz po wyborach parlamentarnych w Grecji. Lider Syrizy Aleksis Tsipras miałby na nim usłyszeć warunki, na jakich Wspólnota jest gotowa pomagać Grecji.