Imigrant w Niemczech: Złodziej czy dobroczyńca

Ekspertyza Fundacji Bertelsmanna obala mit o bezwzględnym wykorzystywaniu przez imigrantów systemów socjalnych państwa opiekuńczego.

Aktualizacja: 03.01.2015 14:28 Publikacja: 03.01.2015 12:01

Imigrant w Niemczech: Złodziej czy dobroczyńca

Foto: AFP

Z ekspertyzy Fundacji Bertelsmanna wynika niezbicie, że każdy z licznej rzeszy napływających do Niemiec imigrantów jest w zasadzie dobrodziejstwem, gdyż w 2012 roku wniósł do kasy państwowej 3300 euro więcej niż z niej otrzymał. Wiadomość ta zelektryzowała media. Oznaczałoby to bowiem, że bzdurą są wszelkie opowieści o bezwzględnym wykorzystywaniu przez imigrantów systemów socjalnych państwa opiekuńczego.

A Niemcy to świetnie zorganizowane państwo socjalne, gdzie bezrobotni żyją niebogato ale godnie, są dodatki finansowe na dzieci, służba zdrowia działa o niebo lepiej niż w najśmielszych marzeniach ministra Arłukowicza, miliardy idą na przedszkola i jeszcze większe na niezliczoną ilość programów socjalnych. To niewątpliwie magnes przyciągający tłumy imigrantów z całego świata. Samych poszukujących azylu za Odrą było w roku ubiegłym ponad 200 tys. osób.

Jeżeli wierzyć konkluzjom ekspertyzy Bertelsmanna ,ten magnes jest dobrodziejstwem dla całego narodu, któremu mogłoby powodzić się tym lepiej, im więcej przygarnie przybyszów.

- To nieprawda - mówi prof. Hans-Werner Sinn, szef znanego monachijskiego instytutu gospodarczego, IFO. Jego instytut wyliczył właśnie, że każdy imigrant nie tylko nie przynosi żadnej wymiernej korzyści ekonomicznej, ale kosztuje Niemcy 1800 rocznie. Rozgorzał więc spór o to, co należy wliczać w koszty związane z akomodacją imigrantów. Okazuje się, że jeżeli porównać jedynie roczne koszty przyjmowania rzeszy imigrantów z wpływami z tytułu podatków i odpisów socjalnych wynikające z ich uczestnictwa w życiu gospodarczym, można rzeczywiście uzyskać wspomnianą sumę 3300 euro. Gdyby jednak przeliczyć wszystkie wydatki państwa przypadające na każdego nowego mieszkańca kraju, a więc na obronę, infrastrukturę, szkolnictwo służbę zdrowia i wiele innych, okazałoby się, że każdy imigrant kosztuje 79,1 tys. euro.

- Takie liczenie nie ma żadnego sensu - udowadniają przeciwnicy takich rachunków. Bo - dla przykładu - z faktu, że liczba ludności Niemiec wzroście o kilkaset tysięcy osób nie wynika jeszcze, iż trzeba kupować nowe samoloty bojowe lub rakiety. Niekoniecznie trzeba także budować nowe autostrady. Co więcej, biblioteki czy komisariaty policji nie potrzebują dodatkowego personelu, gdyż już obecnie mają przerosty zatrudnienia. Imigranci pozwalają więc utrzymać funkcjonowanie państwa na obecnym poziomie.

Takie argumenty nie są bez sensu,co zresztą przyznają autorzy rachunków tzw. całościowych. Proponują poszukiwanie jakiegoś rachunku granicznego, to znaczy takiego, który uwzględniałby ogólne społeczne koszty akomodacji imigrantów, ale tylko od pewnej granicy, kiedy to państwo musi w określonych sferach ponosić dodatkowe wydatki w związku ze zwiększeniem liczby ludności. Takie obliczenia zrobił prof. Sinn i wyszło mu, że - jak by nie patrzeć - każdy imigrant kosztuje niemieckiego podatnika 1450 euro rocznie.

Wniosek z tego, że imigranci to kiepski biznes nawet dla kraju, którego liczba obywateli systematyczni maleje z przyczyn demograficznych. Bo gdyby pokusić się o utrzymanie liczby ludności Niemiec na obecnym poziomie, potrzeba byłoby 32 mln młodych imigrantów w następnych dziesięcioleciach. Co najważniejsze, większość z nich musiałaby pochodzić spoza Europy. Tego niemieckie społeczeństwo jednak nie zaakceptuje, o czym świadczą marsze protestacyjne organizacji Pegida przeciwko islamizacji, będące w rzeczywistości buntem przeciwko napływowi fali imigrantów.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1211
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1210
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1209
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1208
Materiał Promocyjny
Bank Pekao nagrodzony w konkursie The Drum Awards for Marketing EMEA za działania w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1207