– Jest już gotowa lokalizacja, na północ od lotniska w Pafos – mówi „Rz" Zoe Giannopoulou Stylianaki, dyrektor ds. marketingu lokalnej rozgłośni Russian Radio. – Cypryjczycy potrzebują Rosjan, z taką bazą będą się czuli bezpieczniej w obliczu zagrożenia ze strony Turcji. Uważają, że zarówno Amerykanie, jak i Unia Europejska ich zawiodły – dodaje.
W ubiegłym tygodniu rosyjski ambasador w Nikozji Stanisław Osadczyj spotkał się z szefem cypryjskiej dyplomacji Joannisem Kasulidesem. W trakcie zorganizowanej później konferencji prasowej zapowiedział, że Moskwa będzie dążyła do budowy drugiej stałej bazy wojskowej na Morzu Śródziemnym. Na razie takie instalacje ma jedynie w Tartusie, w objętej wojną domową Syrii. W styczniu 2014 r. już mówiono o możliwości użyczenia Moskwie instalacji w bazie wojskowej Andreas Papandreu na Cyprze, ale wówczas chodziło o przypadki kryzysowe. Teraz Rosjanie mieliby stacjonować na wyspie na stałe.
Rosja tradycyjnie była postrzegana przez Grecję jako kluczowy sojusznik w walce najpierw z Imperium Osmańskim, a potem z Turcją. Dla cypryjskich Greków sprawa jest szczególnie aktualna, bo od 41 lat wyspa jest podzielona: północną jej część okupują tureckie wojska. Władze w Nikozji miały nadzieję, że do ponownego zjednoczenia może dojść wraz z przystąpieniem Cypru do Unii Europejskiej w 2004 r., ale to się nie udało. Także Waszyngton nie zdołał skłonić Ankary do kompromisu, choć poprzez NATO Stany Zjednoczone mają poważny wpływ na strategię tureckich władz.
Kolejny epizod cypryjsko-tureckiego konfliktu rozegrał się w październiku ubiegłego roku, kiedy okręty wysłane przez Ankarę weszły na wody wyłącznej strefy gospodarczej Cypru. To sygnał, że Turcja nie zgadza się na wydobycie tu przez Nikozję niedawno odkrytych bogatych złóż gazu.
– Dyskutowaliśmy także o tej sprawie, w Rosji śledzimy to bardzo uważnie – powiedział ambasador Osadczyj.