Zaledwie jeden tydzień trwała konfrontacja nowego rządu Grecji z rzeczywistością. W miniony poniedziałek nowy minister finansów Giannis Warufakis spotkał się w Londynie z przedstawicielami banków i powiedział to, na co wszyscy w Europie czekali. – Grecja nie żąda umorzenia części swego długu – oświadczył.
Brzmi to sensacyjnie. A to dlatego, że skrajnie lewicowa Syriza głosiła w czasie kampanii wyborczej, że skłoni wierzycieli Grecji do umorzenia części długu, tak jak umorzona została połowa zadłużenia Niemiec w 1953 roku. Jak się okazuje, była to retoryka wyborcza, z której rząd Aleksisa Ciprasa wycofuje się w szybkim tempie.
Zamiast żądań umorzenia części długów Grecja proponuje obecnie przekształcenie zadłużenia w dwa rodzaje nowych obligacji. Obsługa jednych miałaby zostać uzależniona od tempa wzrostu gospodarczego Grecji. Drugie, o zmienionych terminach wykupu, miałyby zastąpić greckie obligacje będące w posiadaniu Europejskiego Banku Centralnego. Jak przyznał minister Warufakis w „Financial Times", chodzi o pewnego rodzaju inżynierię finansową w celu uniknięcia terminu hair cut, czyli umorzenia długu, który jest nie do przyjęcia dla wielu społeczeństw państw wierzycieli Grecji.
– Taka propozycja jest nieco bardziej realistyczna od poprzednich żądań, ale nadal mało interesująca – tłumaczy „Rz" Heribert Dieter z berlińskiego think-tanku Fundacja Nauka i Polityka. Zwraca uwagę, że wprowadzenie do obiegu obligacji, których spłata byłaby uzależniona od tempa wzrostu gospodarczego, oznaczałoby, że Grecji nie opłacałoby się rosnąć szybciej, gdyż wtedy musiałaby zwracać więcej.
– Mieszkańcy Grecji śledzą uważnie przebieg rozmów przedstawicieli rządu za granicą, zdając sobie sprawę, iż od ich wyniku zależy realizacja obietnic nowego rządu – mówi „Rz" George Tzogopoulos z ateńskiego instytutu Eliamep. Żyją więc nadzieją, którą zdołała w nich rozbudzić Syriza i jej program wyborczy sprowadzający się do obietnicy definitywnego końca okresu wyrzeczeń i upokorzeń.