Przez pół nocy czołówka unijnych polityków wykłócała się z greckim premierem Aleksisem Ciprasem. Bez większego powodzenia, jak się okazało następnego dnia rano. To karygodne marnotrawstwo czasu.
Byłoby lepiej, gdyby w ciągu tych godzin szefowie rządów skupili się na naprawdę ważnych sprawach unijnej polityki zagranicznej, które, jak zwykle, tylko pobieżnie omówiono przy okazji spotkania. Polityka zagraniczna jest otwartą flanką Europy. Jest to martwy punkt w Unii Europejskiej, która powstała pierwotnie z powodów gospodarczych i wciąż nie spełnia należycie swej roli politycznej.
Wynika to częściowo z tego, że polityka zagraniczna w zasadzie w dalszym ciągu leży w gestii państw członkowskich UE, mających często różne interesy i tradycje dyplomatyczne. Z drugiej strony wydaje się, że zmiany w sytuacji bezpieczeństwa na granicach zewnętrznych UE umykają jeszcze uwadze wielu szefów rządów państw unijnych.
UE zignorowała rozpad Libii
Weźmy choćby przypadek Libii. Kraj ten, powiedziała kanclerz Angela Merkel, "leży u granic Europy i jeśli problemy w Libii nie zostaną rozwiązane, staną się one dużym problemem całej UE". Do takiego wniosku udało się dojść po przeszło trzech latach od chwili upadku reżimu Kadafiego.
Federica Mogherini, wysoki przedstawiciel Unii ds. zagranicznych i polityki bezpieczeństwa UE, ma teraz opracować plan działania we współpracy z resortami sprawiedliwości, spraw wewnętrznych i spraw zagranicznych. Mówi się o misji policyjnej, która ma strzec wynegocjowanego zawieszenia broni, o akcji marynarki wojennej u wybrzeży Libii lub o pomocy dla zabezpieczenia jej granic Libii. Ten pogrążający się coraz bardziej w chaosie i przemocy kraj stał się stacją rozrządową dla uchodźców z ogarniętych wojną domową terenów Afryki, stacją przeładunkową dla handlu bronią na Bliskim Wschodzie i obozem szkoleniowym dla terrorystów.