Korespondencja z Tel Awiwu
W Europie nikt nas nie rozumie. Trzeba tu mieszkać, aby wiedzieć, jak to jest z pokojem na Bliskim Wschodzie – skarży się Uri. Korzystam z jego taksówki z drodze z lotniska Ben Guriona do Tel Awiwu. Po półgodzinie wiem już, że ma 41 lat, gdzie mieszka i że za wynajmowane mieszkanie płaci 4,5 tys. szekli, czyli fortunę, oraz że osiem lat spędził w Nowym Jorku. Wrócił z dolarami. Za 100 tys. szekli (ok. 100 tys. zł) kupił hyundaia i ciężko pracuje w kraju, którego ponad połowa mieszkańców zarabia nie więcej niż płaca minimalna, czyli 4,65 tys. szekli, i płaci horrendalne pieniądze za czynsze.
Ale najczęściej z ust Uriego pada skrót BDS. Jest na ustach wszystkich w Izraelu w ostatnim czasie. Wszyscy wiedzą, że BDS jest wezwaniem do bojkotu Izraela na świecie. – Zwolennicy BDS oraz działalność Rady Praw Człowieka ONZ przypomina zniesławianie Żydów w czasach nazistowskich. Od tego wszystko się zaczęło – ogłosił premier Beniamin Netanjahu na konferencji prasowej w czasie niedawnej wizyty Grzegorza Schetyny w Izraelu.
BDS oznacza Boycott, Divestment, Sanctions. Ruch skupia dziesiątki organizacji na świecie – studenckich, pokojowych oraz walczących o prawa człowieka od USA po Australię.
Wzywają do bojkotu produktów izraelskich, ostracyzmu politycznego, wycofania inwestycji, a nawet nałożenia sankcji gospodarczych na państwo żydowskie. Jest wyzwaniem dla państwa żydowskiego, gdyż jest ruchem oddolnym, a nie nawoływaniem do bojkotu przez rządy państw arabskich i muzułmańskich, z czym Izrael radzi sobie doskonale.
Ukarać Tel Awiw
Jest nabierającym rozpędu ruchem wzywającym do izolacji Izraela, który nadal okupuje Zachodni Brzeg, odmawia Palestyńczykom prawa do ustanowienia własnego państwa i nie zamierza zasiąść do negocjacji z nimi. – W ostatnich tygodniach mamy do czynienia z prawdziwą falą histerii na temat BSD – mówi Tal Shalev, czołowa dziennikarka nowego kanału telewizyjnego I 24 nadającego po francusku, angielsku i arabsku dla odbiorców poza Izraelem. Jej właściciel, najbogatszy Izraelczyk z korzeniami francuskimi, zainwestował dwa lata temu miliony w supernowoczesne studio w Jafie, ale nadal nie może zdobyć koncesji na nadawanie w Izraelu.
Jak mówi Shalev, histerię sprowokowało kilka ostatnich wydarzeń. Najpierw był rozważany przez delegację Autonomii Palestyńskiej wniosek do FIFA, aby zawiesić członkostwo Izraela w tej organizacji z powodu szykanowania piłkarzy klubów palestyńskich. Palestyńczycy wycofali się w końcu ze swych planów.