– Apeluję, żeby sankcje nie były ograniczone do zakazu lotów. UE musi się wycofać z kredytów i nowych inwestycji na Białorusi. Trzeba zablokować eksport paliw, drewna, nawozów i maszyn, a także nałożyć sankcje na banki – powiedziała w środę w czasie spotkania z eurodeputowanymi Swiatłana Cichanouska, przywódczyni opozycji białoruskiej.
Dwa dni wcześniej unijny szczyt nieoczekiwanie twardo zareagował na wymuszone przez Białoruś lądowanie samolotu Ryanair w Mińsku i aresztowanie dziennikarza Ramana Pratasiewicza i jego partnerki Sofii Sapiegi. Zapowiedział nie tylko wydłużenie listy osób i firm objętych zakazem wizowym i zamrożeniem majątków w UE, ale też wprowadzenie tzw. sankcji sektorowych. Ten drugi instrument był do tej pory tabu. Sankcje sektorowe obowiązują wobec Rosji za inwazję na Krym i wojnę we wschodniej Ukrainie oraz wobec Korei Północnej. Wobec Białorusi nigdy nie udało się uzyskać wymaganej jednomyślności. Aż do teraz, gdy nawet takie kraje jak Cypr czy Węgry nie zgłosiły weta. Komisja Europejska przygotowuje szczegóły sankcji.
– Nie da się skonstruować sankcji gospodarczych, które uderzą w reżim, a nie dotkną zwykłych ludzi. Pytanie zatem, czy społeczeństwo jest gotowe na poświęcenia. Z wypowiedzi opozycji, a także z niedoskonałych pewnie internetowych sondaży opinii publicznej wynika, że większość popiera zaostrzenie kursu wobec Mińska – mówi „Rzeczpospolitej" Joerg Forbrig, ekspert German Marshall Fund w Berlinie.
Największym partnerem handlowym Białorusi jest Rosja, na którą przypada połowa obrotów. W 2019 roku wartość handlu z UE wyniosła 11 mld euro, co daje ok. 18 proc. całości. Gdyby do sankcji – a to prawdopodobne – dołączyła się Ukraina, to udział zamrożonych obrotów wyniósłby 25 proc. Z naszych nieoficjalnych informacji w Brukseli wynika jednak, że całkowity zakaz kontaktów gospodarczych z Białorusią jest raczej nieprawdopodobny. Nie chciałyby tego zresztą państwa, które są teraz w awangardzie krytyków Łukaszenki – Polska i Litwa. Bo taki zakaz musiałby objąć transport drogowy, a to ważny rynek dla polskich i litewskich przewoźników. Bruksela wybierze więc prawdopodobnie określone branże z tych, które są głównym źródłem dewiz dla reżimu w Mińsku. To nawozy sztuczne, paliwa, drewno, stal, maszyny. Wreszcie analizowana będzie możliwość odcięcia białoruskich banków od systemu SWIFT umożliwiającego międzynarodowe transfery pieniężne.
Ucierpi Łukaszenka, ale też zwykli ludzie. Dlatego słychać apele o wsparcie finansowe. KE ma warty 3 mld euro plan, konsultowany z opozycją, do uruchomienia w momencie odejścia Łukaszenki. Teraz przeznacza pieniądze na media i społeczeństwo obywatelskie, na programy edukacyjne. – Tego potrzeba więcej. Cichanouska powinna być zaproszona na szczyt G7, a następnie musi być zorganizowana międzynarodowa konferencja darczyńców na rzecz Białorusi – mówi „Rz" Robert Biedroń, przewodniczący delegacji PE ds. Ukrainy.