O sprawie pierwszy napisał portal "New York Timesa", powołujący się na anonimowe "zachodnie" źródła, zapewne amerykańskie, bo informacja jest nadana z Waszyngtonu.
W ataku lotniczym miało zginąć co najmniej 30 bojowników tzw. Państwa Islamskiego. Nie jest natomiast pewne, czy wśród nich był Nuredin Szuszan. To jemu przypisuje się organizację dwóch najkrwawszych zamachów, do których doszło w 2015 roku w Tunezji - na muzeum Bardo w Tunisie (w marcu, zginęły 22 osoby, w troje Polaków) i na turystów wypoczywających na plaży w Sousse (w czerwcu, 38 zabitych).
Zaatakowany obóz znajdował się w pobliżu miasta Sabrata, leżącego nad Morzem Śródziemnym między libijską stolicą Trypolisem a granicą z Tunezją (do której jest stamtąd około 100 kilometrów). W obozie przebywali głównie Tunezyjczycy, choć wśród jedna z ofiar nalotu, która zmarła od ran w szpitalu, to Jordańczyk. W Sabracie są dobrze zachowane ruiny starożytnego miasta (fenickiego, potem rzymskiego), wpisane na listę światowego dziedzictwa UNICEF.
Do amerykańskiego nalotu doszło w czasie, gdy USA i kilka państw europejskich, głównie Włochy i Francja, rozważają poważniejsze zaangażowanie militarne w walce z dżihadystami. Tzw. Państwo Islamskie opanowało prawie dwieście kilometrów środkowego odcinka libijskiego wybrzeża Morza Śródziemnego, w okolicach miasta Syrta, z którego pochodził obalony w 2011 roku dyktator Muammar Kaddafi. Dżihadyści są też aktywni w Cyrenajce (na wschodzie, zwłaszcza w okolicach miasta Derna), a także na przedmieściach Trypolisu i w pobliżu granicy tunezyjskiej.