Ugrupowanie Nicola Sturgeon straciło blisko połowę deputowanych w Izbie Gmin, to jasny sygnał, że nastroje niepodległościowe w Edynburgu przynajmniej na razie słabną. Co ciekawe, wiele okręgów do tej pory kontrolowanych przez SNP przejęli Torysi choć Szkoci przeważnie stawiają na lewicę i są przeciwnikami Brexitu. Być może w tych niespokojnych dla Wysp czasach potrzebują choć chwili stabilizacji?
Ale jeśli rzeczywiście takie są ich oczekiwania, mogą się łatwo zawieść. Mimo spektakularnej klęski May nie poczuła się w obowiązku złożenia dymisji, najwyraźniej niewielu w Partii Konserwatywnej chce przejąć jej rolę. Rząd, który utworzy nie będzie miał większości: w kluczowych głosowaniach ma go popierać Demokratyczna Partia Unionistyczna. Ale przecież nie za darmo. W zamian zwolennicy pozostania Irlandii Północnej w Zjednoczonym Królestwie będą chcieli narzucić swoją wersję przyszłych stosunków z Republiką Irlandii, co jest jednym z najbardziej zapalnych punktów negocjacji o Brexicie. Do tej pory to przynależność zarówno Londynu jak i Dublina do Unii gwarantowała pokój na Zielonej Wyspie. Jak będzie teraz? Nie wiadomo.
Słaby rząd May z pewnością nie odwróci też rosnącej niepewności co do przyszłości Wielkiej Brytanii, która już powoduje gwałtowne wyhamowanie gospodarki, wyjazd imigrantów z krajów Europy Środkowej, spadek inwestycji i funta. W tych trudnych czasach Zjednoczone Królestwo potrzebuje wybitnego przywódcy z silnym poparciem w parlamencie. Niestety na razie nie bardzo widać, kto miałby nim zostać.