W wieczór wyborczy 8 maja francuski prezydent „spotkał się z narodem" na dziedzińcu Luwru przy akompaniamencie finałowej kantaty IX symfonii Beethovena: hymnu Europy. To miał być potężny sygnał, że oto wielkie zwycięstwo nad skrajną prawicą odnieśli zwolennicy dalszej integracji. Z takim zresztą przesłaniem zaraz potem Macron pojechał do Berlina, do Angeli Merkel.
Ale dwa kompleksowe badania poglądów o integracji mieszkańców dziesięciu najważniejszych krajów Wspólnoty zadają kłam takiej wizji. Pierwsze z nich, przeprowadzone na zamówienie londyńskiego Chatham House, wykryło poważne przeszkody, z jakimi będą musieli zmierzyć się przywódcy Francji i Niemiec, zanim zabiorą się do przekazania większych kompetencji Brukseli.
Elity i reszta
To głównie spektakularne rozejście się „elit" i „zwykłych ludzi" w ocenie korzyści z integracji. O ile 71 proc. tej pierwszej kategorii ankietowanych uważa, że „skorzystało" na członkostwie w Unii, o tyle już tylko 34 proc. „ogółu" społeczeństwa podziela taką ocenę!
– Macron nie został wybrany przez Francuzów, aby ratować Europę, tylko aby ratować francuską gospodarkę. To będzie reforma niezbyt radykalna, długa, która dopiero stopniowo przyniesie efekty – mówi „Rz" Martin Michelot, wiceszef instytutu analitycznego Europeum w Pradze.