Zdecydowanie potępiamy te przejawy nienawiści, bigoterii i przemocy z wielu stron – powiedział Donald Trump po wydarzeniach w Charlottesville w Virginii.
W sobotę w trakcie wiecu sił skrajnie prawicowych doszło tam do aktu terrorystycznego jednego z ich fanatycznych zwolenników. 20 -letni James Alex Fields jr. z Ohio wjechał na pełnym gazie swym samochodem w inny samochód otoczony przez tłum przeciwników skrajnych prawicowców. Zginęła 32-letnia kobieta, a 19 osób zostało rannych. Rany w starciach w czasie zamieszek odniosło kilkanaście innych osób. W czasie demonstracji nie brakowało prawicowców z wyciągniętą prawą ręką w hitlerowskim pozdrowieniu.
Tego Trump jednoznacznie nie potępił. Wywołało to pod jego adresem falę krytyki, że nie dość energicznie odciął się od rosnącej w siłę skrajnej prawicy, ośmielonej jego sukcesem wyborczym. Przeciwnicy Trumpa podkreślają, że w swej wypowiedzi celowo mówił o „przemocy z wielu stron", relatywizując tym samym niebezpieczeństwo ze strony rasistowskich suprematystów.
„Jeżeli pozwalamy, aby takie rzeczy miały miejsce poprzez cichą zachętę czy zaniechanie, jest hańbą i niszczące dla naszych wartości" – napisała na Twitterze Hillary Clinton. W duchu oskarżeń pod adresem Trumpa wypowiadało się w czasie weekendu wielu polityków oraz mediów. Ich zdaniem działania obecnej administracji prowadzą do umacniania się skrajnej prawicy. Rezultatem zaczadzenia taką ideologią mają być wydarzenia w Charlottesville.
Wszystko zaczęło się w piątek wieczorem, gdy liczni nacjonaliści, rasiści i naonaziści zorganizowali pochód z pochodniami na terenie kampusu uniwersyteckiego. Głosili hasła w rodzaju blood and soil, co było czytelnym nawiązaniem do ideologii III Rzeszy. Gdy doszło do zamieszek, demonstranci zostali rozproszeni przez policję.