W wygodnych salach konferencyjnych porozrzucanych w różnych zakątkach świata bez problemu można mnożyć przepisy ograniczające zanieczyszczenia i przynajmniej w teorii opóźniające globalne ocieplenie (lub jak chcą inni eksperci - kolejną epokę lodowcową).
Te regulacje przysparzają potężnego bólu głowy przedsiębiorcom, a nawet specjalistom od rozliczeń. Przepisów o gazach cieplarnianych trzeba bowiem szukać w wielu ustawach i jeszcze liczniejszych rozporządzeniach. Samych sprawozdań jest kilka.
[b]Jeżeli firma wytwarza lub wprowadza do kraju dwutlenek węgla, podtlenek azotu, metan lub tzw. f-gazy musi przesłać marszałkowi województwa (a duplikat wojewódzkiemu inspektorowi ochrony środowiska) sążniste sprawozdanie co pół roku, a niekiedy też uiścić niebagatelną opłatę.[/b] I to nawet wtedy, gdy spaliny emitują tylko trzy motorowery służące do rozwożenia pizzy. Tyle z prawa ochrony środowiska.
Obowiązków przybywa wraz z wielkością firmy. Większe muszą raz w roku przesyłać też roczne sprawozdania dotyczące transferu zanieczyszczeń (tzw. sprawozdanie PRTR). Inspektorzy ochrony środowiska już myślą jak ukarać tych, którzy wykazali różniące się od siebie dane w obu formularzach. A to nie koniec cieplarnianej sprawozdawczości. Wysłania kolejnych formularzy wymagają przepisy o handlu emisjami.
W tym roku (podobnie jak w 2005 r.) środowiskowe opłaty za gazy cieplarniane trafią do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i zostaną przeznaczone na funkcjonowanie systemu. Zupełnym drobiazgiem przy tym jest fakt, że firmy muszą przyspieszyć wysłanie opłaty o miesiąc, czyli zrobić to w grudniu, a nie w styczniu. I że jak zwykle zmianą przepisów zostali zaskoczeni w ostatniej chwili.