Brak prądu unieruchomił m.in. metro - w efekcie tysiące osób wracały do domu pieszo przez centrum miasta.
Black-outu doświadczyli też mieszkańcy stanów Miranda i Vargas. Władze tych stanow zrzuciły odpowiedzialność za brak prądu na "sabotażystów" nie precyzując jednak kto miałby stać za takim sabotażem.
Niektórzy Wenezuelczycy pisali w mediach społecznościowych, że prywatni przewoźnicy w Caracas (kierowcy busów i taksówkarze) natychmiast podnieśli ceny przejazdów.
Problemem dla wielu osób było odcięcie dostaw prądu do bankomatów - w efekcie niektórzy musieli wracać do domu pieszo ze względu na brak gotówki.
Minister energetyki Wenezueli mówiło o "akcie sabotażu". Twierdził, że przecięto linie wysokiego napięcia, a także doprowadzono do wybuchu i pożaru na jednej z podstacji w stanie Miranda.