Nie spór na argumenty i wybieranie drogi prawnej, by dowieść swoich racji, ale bezpardonowe ataki personalne. To działania, z którymi spotykają się policjanci i prokuratorzy w związku z wykonywaniem swoich obowiązków.
Przed gmachem prokuratury okręgowej w ubiegłym tygodniu na chodniku pojawiły się napisy: „akuszerka faszyzmu" oraz „partia minie, hańba zostanie". Napisy – na co wskazywały też wznoszone okrzyki – były wymierzone w prokurator Magdalenę Kołodziej, która umorzyła śledztwo o pobicie kobiet blokujących marsz narodowców z 11 listopada 2017 r. Aktywistki usiadły na trasie przemarszu z transparentem „Faszyzm Stop", by oprotestować wznoszone hasła. Były szarpane i wyzywane. Prokurator uznała, że państwo nie ma „interesu społecznego" w ściganiu sprawców, a pokrzywdzone mogą się bronić na drodze prywatnej. „Rozgrzeszyła" agresorów, twierdząc, że chcieli „okazać swoje niezadowolenie".
Decyzja prok. Kołodziej już została zaskarżona i wątpliwe, by się utrzymała, a użyte sformułowania przylgną do niej na lata. Jednak przy okazji krytyki decyzji urządzono zmasowany atak personalny. Także w sieci ukazały się szkalujące śledczą komentarze.
– Można dyskutować z treścią naszych postanowień, ale nie można wylewać kubła pomyj na prokuratora, by dotknęło to także jego bliskich, jak tutaj się stało – mówi nam jeden ze śledczych z prokuratury okręgowej, gdzie pracuje prok. Kołodziej.
Przy okazji krytyki za decyzję nagina się fakty. Wbrew sugestiom Kołodziej do „okręgówki" dostała się nie za obecnej władzy, ale tytuł prokuratura tego szczebla otrzymała za czasów Andrzeja Seremeta, a jej dorobek nie kończy się na sprawach o tle politycznym. Prowadziła głośne śledztwa – m.in. dotyczące Kajetana P., który bestialsko zabił kobietę, prania pieniędzy, przestępstw narkotykowych i przeciwko grupom przestępczym.