Rzeczpospolita: Dokładnie 40 lat temu – 15 października 1978 r. – Marek Kotański założył w Głoskowie pierwszy ośrodek dla osób uzależnionych. Trzy lata później zarejestrował Stowarzyszenie MONAR. Jak wiele to zmieniło?
Dr hab. Beata Hoffmann: Kotański jako pierwszy zaczął głośno mówić o narkomanii. Dotąd w debacie publicznej tego problemu nie było, peerelowskie władze negowały fakt jej istnienia. A przecież w Polsce od 1976 r. rozpowszechniał się tzw. kompot, czyli heroina. Ludzie lawinowo się uzależniali. Działały domowe manufaktury, produkcja heroiny nie była skomplikowana. Szybko powstała narkomańska subkultura. Hermetyczne środowisko – głównie opiatowcy. Wyglądali strasznie: zniszczone od narkotyków dziąsła, brak zębów. W końcu do władz trafił list podpisany przez wielu uczniów, licealistów. Sprawa nabrała rozgłosu, pojawił się Marek Kotański.
Jak leczono narkomanię w Monarze?
To już nie był detoks czy szpital psychiatryczny. Kotański wymagał od pacjentów zaangażowania się w życie wspólnoty, wzięcia za nią odpowiedzialności. W ośrodkach pracowali nie tylko psychologowie, ale również neofici: ludzie, którzy dawniej brali narkotyki, a po zaprzestaniu swą wiedzę wykorzystują w leczeniu. Kotański pokazywał, że pomagając innym, pomaga się również sobie. Aktywizował zawodowo i edukacyjnie. Pacjenci musieli chodzić do szkoły, zdać maturę. Gdy chcieli wyjechać na ferie, najpierw musieli na nie zarobić.
Idea Kotańskiego budziła kontrowersje.