Dziewięć tysięcy osób straciło na obligacjach GetBacku 2,5 mld zł – za co po części winę ponoszą państwowe instytucje, które za nadzór i kontrolę spółki wzięły się, dopiero gdy GetBack przestał obsługiwać zobowiązania. Prokuratura Regionalna w Warszawie w odrębnym śledztwie bada, czy doszło do niedopełnienia obowiązków przez urzędników, m.in. Komisji Nadzoru Finansowego. Ostatnio miażdżące wnioski postawiła Najwyższa Izba Kontroli.
Iluzoryczny nadzór
Afera GetBacku wybuchła blisko dwa lata temu, dziś jest 63 podejrzanych – w tym były prezes tej spółki Konrad K., jego zastępcy, osoby m.in. z banków, które swoim klientom „wciskały” obligacje GetBacku. Zarzutów nie ma nikt z instytucji, które powinny nadzorować spółkę i chronić klientów. Choć – jak wskazała ostatnio NIK – dopuścili się wielu zaniedbań. W odrębnym śledztwie odpowiedzialność urzędników bada też prokuratura.
Ustaliliśmy, że postępowanie toczy się w sprawie „przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków co najmniej od połowy marca 2016 r. do 16 kwietnia 2018 r. przez funkcjonariuszy publicznych zobowiązanych do nadzoru nad rynkami kapitałowymi, ochroną konkurencji i konsumentów”. Do zaniedbań mogło dojść poprzez nienależyty nadzór nad działaniami GetBacku i osób z nim powiązanych i nad podejmowanymi przez nie czynnościami na rynku kapitałowym – „związanymi m.in. z emisją obligacji i publicznej emisji akcji spółki oraz zaciągania przez nich zobowiązań – czym działano na szkodę interesu publicznego”.
– Gromadzimy dokumentację, nikt z urzędników nie ma zarzutów – twierdzą śledczy.
Pod lupą są głównie Komisja Nadzoru Finansowego oraz Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. NIK uważa, że „nie zapewniły skutecznej ochrony konsumentów przed niezgodną z prawem działalnością GetBacku oraz podmiotów, które oferowały i rozprowadzały jego papiery wartościowe”.