Kobieta siedzi na wózku. Jest ubrana w szlafrok. Jej głowę szczelnie spowija ciemna chusta. Nie chce zdradzać nazwiska, nie chce nawet powiedzieć, jak ma na imię. Dlaczego? – Boję się, że rozpozna mnie ktoś w Czeczeni. Tam zostali moi krewni. Nie chcę, żeby im się coś stało – mówi.
Wraz z rodziną postanowiła ułożyć sobie życie od nowa. Wyjechała do Polski wraz z mężem i dwiema córeczkami. Zamieszkali w ośrodku dla uchodźców pod Warszawą. W listopadzie miało się urodzić trzecie dziecko. – Nie mogłam sobie wyobrazić, aby przyszło na świat w ośrodku, gdzie sześć osób mieszka w jednym pokoju – podkreśla kobieta. Dlatego postanowiła wyruszyć do kuzyna, do Francji.
Nie dotarła nawet do Niemiec. – Nie miałam ważnych dokumentów, dlatego zawrócili mnie z granicy – opowiada. Do ośrodka wracała taksówką. Za Poznaniem zaczęły się bóle. Kobiecie odeszły wody płodowe. Taksówkarz zatrzymał samochód w punkcie poboru opłat. Chwilę później zaczął się poród. Z Poznania wyruszył na pomoc śmigłowiec sanitarny. Zanim jednak dotarł na miejsce, Czeczenka urodziła córeczkę. Pomogli jej taksówkarz i obsługa punktu.
– Sam mam dwoje dzieci, ale przy porodzie jeszcze nie byłem. To niesamowita historia – wspomina Mariusz Michalak, pracownik ochrony na autostradzie A2. Dziewczynka otrzymała imię Medina. – Zarówno dziecko, jak i matka są zdrowe. Czują się dobrze. Wkrótce powinny wyjść do domu – wyjaśnia doktor Rafał Kocyłowski z Ginekologiczno-Położniczego Szpitala Klinicznego Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu.
Firmy zarządzające autostradą ufundowały dla małej Mediny prezenty. – To nasze pierwsze „autostradowe dziecko” – cieszy się Katarzyna Krzyżaniak z biura prasowego Autostrady Wielkopolskiej SA. – Dziewczynce kupiliśmy trójkołowy wózek, fotelik samochodowy i wyprawkę. Upominek otrzyma też jej czteroletnia siostra, która była świadkiem porodu.