W centrum zabaw Kubuś Puchatek w Barcelonie zmarło czteromiesięczne niemowlę. Ekipa pogotowia, która próbowała je przez dwie godziny reanimować, zawiadomiła policję. Okazało się, że w miejscu, w którym maluszki mają się bawić pod okiem rodziców i które nie powinno przyjmować ich więcej niż dziesięcioro naraz, przebywa 32 dzieci.
Troje na metr kwadratowy, nie licząc dyrektorki – Peruwianki Angeliki Silvy, która została natychmiast zatrzymana, i dwóch opiekunek – nielegalnych imigrantek z Paragwaju i Brazylii, niemających ani odpowiednich kwalifikacji, ani uprawnień do opieki nad dziećmi. Pod przykrywką centrum zabaw trzy Latynoski prowadziły na 98 metrach kwadratowych nielegalny żłobek. Podawały nawet dzieciom posiłki, choć nie przeszły wymaganych badań.
Śmierć w pirackim żłobku to nie pierwszy taki przypadek w Hiszpanii, były też skargi na znęcanie się nad dziećmi przez niewykwalifikowane opiekunki.
Jak informuje madrycki „El Pais”, w Hiszpanii jest 1,4 mln dzieci w wieku poniżej trzech lat, a miejsc w państwowych żłobkach tylko 270 tys. Aż 43 proc. rodziców próbuje umieścić tam potomstwo, udaje się to jednak niespełna 17 proc. Pozostali, jeśli ich na to stać, posyłają dziecko do prywatnego żłobka, za który trzeba zapłacić 400 euro miesięcznie.
Mniej zamożnym pozostaje szukanie tańszego rozwiązania – jak centra zabaw (za 250 euro) czy przechowalnie w prywatnych mieszkaniach, gdzie można zostawiać dziecko już za 50 euro miesięcznie. Mimo skarg sąsiadów na ten proceder nielegalnym opiekunkom trudno udowodnić, że zajmują się cudzymi dziećmi odpłatnie. Rodzice milczą, bo są w pełni świadomi, że uczestniczą w nielegalnym procederze.