Od śmierci Michaela Jacksona minęły zaledwie dwa tygodnie, a już obrosła masą plotek. Jedni mówią, że w trumnie nie było jego mózgu, że duch gwiazdora krąży po posiadłości Neverland. Są też tacy, którzy twierdzą, że Jackson wcale nie umarł. Czy to nie dziwne?
Prof. Dionizjusz Czubala:
Zdziwiłbym się, gdyby takie legendy nie powstały. Siła mitologizacji bohaterów, która jest w nas, nie ma granic. Zawsze tworzyliśmy mity. W okresie rewolucji ich bohaterami byli rewolucjoniści, w czasie wojny waleczni żołnierze. W okresie stabilizacji legend na swój temat doczekali się artyści: piosenkarze i gwiazdy ekranu.
Legendy o tym, że ulubieniec tłumów nie umarł, lecz żyje gdzieś z dala od sławy i fanów, dotyczą wielu gwiazdorów. Czemu to taki popularny mit?
Swoich bohaterów chcemy ratować za wszelką cenę. Fani po prostu nie chcą dać im umrzeć. To się powtarza i jest bardzo typowe właśnie w przypadku gwiazd popkultury. Tak dzieje się od wieków. Co ciekawe, tych, którzy wierzą w tego typu legendy, jest całkiem sporo. Dwa lata po śmierci Presleya przeprowadzono badania w Kanadzie. Okazało się, że aż 15 proc. Kanadyjczyków wierzyło, iż Elvis wcale nie umarł. W Rosji z kolei przyjął się mit o tym, że śmierć Jurija Gagarina była upozorowana, a kosmonauta jest przetrzymywany w psychuszce.