Najbardziej znany dziś Kaszuba, premier Donald Tusk, mówi po kaszubsku słabo, używając raczej pojedynczych słów składanych w zdania niż płynnych fraz – przyznają jego koledzy ze Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. – Ale za to wszystko rozumie – dodają.
– Ale już na przykład minister Kazimierz Plocke (poseł PO, sekretarz stanu w Ministerstwie Rolnictwa – red.) czy ja posługujemy się kaszubskim biegle w mowie i piśmie – mówi Kazimierz Kleina, senator PO, zasypując przy okazji „Rz” potokiem zdań, których nie sposób zrozumieć ani zacytować bez żmudnego przeliterowania wyrazów, z całym ich bogactwem daszków, kropek, kresek i ptaszków nad literami.
Kleina czy Plocke, członkowie kaszubskiego zespołu parlamentarnego (skupia 20 posłów i senatorów), to średnie pokolenie. To, które świadomie pielęgnowało tradycję, gdy PRL kulturę kaszubską spychał na margines. Jednak dziś – co w dobie macdonaldyzacji trzeba uznać za fenomen – wśród biegle mówiących po kaszubsku coraz więcej jest młodych.
– A jeszcze kilkanaście lat temu kaszubskiego uczyło się 29 dzieci w szkole podstawowej w Głodnicy pod Wejherowem – podkreśla senator Kleina.
Teraz w kilkudziesięciu szkołach w Pomorskiem i wschodniej części województwa zachodniopomorskiego języka kaszubskiego uczy się ok. 10 tys. osób. Tylko w gminie Bytów w ostatnim roku do działającej dotąd jednej szkoły z językiem kaszubskim dołączyła niemal cała reszta. W siedmiu z ośmiu podstawówek kaszubski jest już w programie (ocenę wlicza się do średniej).