– Warchoł pisze, warchoł czyta – kwituje artykuły prezes Okińczyc.
Ale nie tylko media tropią szefa koszalińskiej spółdzielni. Poważne śledztwo prowadzą prokuratura i CBA (ze względu na rozległe wpływy polityczno-biznesowe prezesa i umarzane w ubiegłych latach liczne wnioski przeciwko niemu nadzoruje je Prokuratura Krajowa). Okińczyc ma już postawiony pierwszy zarzut związany z wątkiem wyprowadzania spółdzielczych pieniędzy do prywatnej spółki.
A wątków do zbadania jest kilkanaście, w tym – obok m.in. podejrzenia o prywatę i łamanie praw spółdzielczych – także wątek eksmisji, w wyniku których mieszkania za półdarmo miały trafiać do zaprzyjaźnionych osób. W materiale badanym przez prokuraturę pojawia się np. sprawa mieszkania koszalinianki, w którym krótko po jej eksmisji zamieszkał syn Teresy B., wiceprezes Przylesia (B. ma identyczny zarzut jak jej szef).
Okińczyc: – To tylko powtarzane od lat bzdury na mój temat.
[srodtytul]Trzeba ratować chociaż resztki zdrowia[/srodtytul]
Pawłowscy bronili się przed eksmisją dwa lata. Wnioskami, odwołaniami, odwołaniami od odwołań. – Do końca wierzyliśmy, że ktoś dostrzeże naszą krzywdę – mówią.
Odsunęli od czynności pierwszego komornika – z powodu zbyt bliskich powiązań z prezesem spółdzielni. Z drugiego zrezygnował prezes – był za miękki i nie chciał wyprowadzać Pawłowskich do pomieszczeń, które nie spełniały warunków wymaganych od lokalu tymczasowego, a tylko pod takim warunkiem można było ich wyeksmitować. Trzeci znalazł się w Szczecinku, i to on w minioną środę zapukał do drzwi Pawłowskich.
To wtedy pan Waldemar chwycił za zapalniczkę i rozpuszczalnik. Załamał się, bo dzień wcześniej trzymał w ręku orzeczenie Sądu Rejonowego w Szczecinku wstrzymujące eksmisję. Ale komornik pokazał mu inne, choć z tą samą datą i z podpisem tego samego sędziego.
Jak wynika z dokumentów, sędzia najpierw orzekł, że nie da się w oczekiwanym trybie stwierdzić, czy wskazany przez spółdzielnię lokal zastępczy spełnia wymagania, w związku z czym „wydanie orzeczenia o wstrzymaniu eksmisji było konieczne”, a później zmienił zdanie, uznając, iż konieczne jednak nie było. Swoje wcześniejsze wątpliwości zweryfikował, rozmawiając przez telefon z właścicielem hotelu, który wskazała spółdzielnia.
Pawłowscy nie będą jednak płacić za hotel. Ratusz niespodziewanie przydzielił im mieszkanie zastępcze.
– Zapewnienie takiego lokalu to obowiązek miasta, nie mój, więc ratusz zrobił to, co do niego należało – mówi prezes spółdzielni.
Lokal zastępczy jest na dwa miesiące. Co potem?
– Nie wiem – zastanawia się Pawłowska. – Myśleliśmy, żeby go nie brać i jeszcze powalczyć o nasze spółdzielcze, bo to wszystko, co mamy. Ale życzliwi ludzie podpowiedzieli, że chociaż resztki zdrowia trzeba ratować, bo mieszkanie już przepadło.
[i]Masz pytanie, wyślij e-mail do autora [mail=p.kobalczyk@rp.pl]p.kobalczyk@rp.pl[/mail][/i]