– Coraz mniej w naszym życiu publicznym prawdziwych bon motów, czyli dowcipnych, błyskotliwych stwierdzeń, a coraz więcej określeń, które zapamiętujemy dlatego, że są wyjątkowo obraźliwe czy niekulturalne – ocenia dr Anna Materska-Sosnowska, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
I przypomina m.in. wypowiedź Joachima Brudzińskiego, posła PiS, który 14 grudnia w "Kropce nad i" mówił: – Tusk prowadzi politykę dziadowską i państwo polskie jest państwem dziadowskim. Jaki jest jego stan, pokazała katastrofa 10 kwietnia.
[srodtytul]Dzika Polska i kabel[/srodtytul]
Na początku roku w podobnym tonie wypowiadał się o Polsce Mirosław Drzewiecki, wówczas już były minister sportu rządu PO (podał się do dymisji po wybuchu afery hazardowej). – Jestem dowodem na to, że Polska jest w dalszym ciągu dzikim krajem – mówił w wywiadzie dla TVN 24 nagranym na Florydzie. Później przepraszał.
Dr Rafał Zimny, językoznawca z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy i współautor "Słownika polszczyzny politycznej po 1989 roku", zwraca uwagę, że politycy współcześnie coraz częściej sięgają po określenia potoczne czy wulgarne, aby zbliżyć się do języka "zwykłych" ludzi, swoich potencjalnych wyborców.