Scenę, która rozegrała się w Manaus, stolicy stanu Amazonas (północno-zachodnia Brazylia), utrwaliła kamera przemysłowa. Na filmiku widać mężczyzn w mundurach, którzy szarpią się z bezbronnym chłopcem. Później padają strzały. Cztery kule trafiają go w klatkę piersiową, jedna w rękę.
Mimo odniesionych ran Brazylijczyk przeżył.
Do tego wydarzenia doszło w sierpniu 2010 roku, ale rodzina dziecka i właściciel kamery, która zarejestrowała zajście, woleli milczeć z obawy przed zemstą stróżów prawa. Dopiero w lutym tego roku zgłosili przestępstwo. Chłopiec będzie zeznawał na procesie policjantów, którzy zostaną oskarżeni o próbę zabójstwa. On i jego rodzina są objęci programem ochrony świadków.
Brazylijska policja nie pierwszy raz znalazła się na celowniku mediów za brutalne nadużywanie siły. W lutym krajem wstrząsnęła wiadomość o poszukiwaniu zbiorowych mogił, w których grzebał swoje ofiary „szwadron śmierci", złożony głównie z policjantów. Dopuścił się on co najmniej 40 zabójstw. Niektórzy z zatrzymanych zabijali w godzinach pracy, używając służbowej broni. Polowali na drobnych przestępców, w tym dzieci.
Małe złodziejaszki, żebracy i dzieci ulicy często są mordowani w Brazylii na zlecenie właścicieli sklepów i innych „praworządnych" obywateli. Pojedyncze przypadki zabójstw i zaginięć przechodzą bez echa. Trzeba masakry, takiej jak ta z 1993 roku przed kościołem Candelaria w centrum Rio de Janeiro, by wstrząsnąć opinią publiczną. O ośmiorgu dzieciach zastrzelonych, gdy spały przed kościołem, mówił cały świat, choć nie było jeszcze wtedy YouTube i nie można było – tak jak w przypadku 14-latka z Manaus – obejrzeć zbrodni w komputerze.