Wyspa Lampeduza, położony najbliżej Afryki punkt Europy, ma 20 km kwadratowych, 5 tysięcy mieszkańców i od początku kryzysu w Afryce Północnej jest celem imigrantów przybywających z Tunezji i Libii. Przewinęło się przez nią prawie 20 tysięcy przybyszów. Do wczoraj było ich tam ponad 6 tysięcy.
By rozładować kryzys, który wywołał protesty mieszkańców i groźbę epidemii, w środę zawinęło tam sześć wynajętych przez rząd statków pasażerskich. Rozpoczęła się ewakuacja imigrantów. Na miejsce przybył premier Silvio Berlusconi. Obiecał, że Lampeduza będzie wkrótce wolna od uchodźców.
Włosi obawiają się masowego exodusu w związku z sytuacją w Afryce Północnej i przygotowują w całym kraju struktury gotowe do przyjęcia 50 tys. osób. Ministrowie Franco Frattini (MSZ) i Roberto Maroni (MSW) skarżą się na obojętność unijnych partnerów, którzy przestrzegają Włochy przed zawracaniem łodzi z imigrantami, ale nie chcą przyjąć części przybyszów i odmawiają finansowego wsparcia. Włochy otrzymały z Unii dodatkowo tylko 5 milionów euro, co jest kroplą w morzu potrzeb.
Szczególnie drażni Włochów zachowanie głównego promotora interwencji w Libii – Francji, zawracającej do Włoch wszystkich uchodźców z Afryki Północnej, którym udało się dotrzeć do Nicei czy Marsylii. Jak informują włoskie media, czuwająca nad bezpieczeństwem unijnych granic agencja Frontex z siedzibą w Warszawie (88 mln euro budżetu, z czego 36 mln na pensje, a 13 mln na opracowania eksperckie) wysłała do Włoch 20 przedstawicieli, a na wody Morza Śródziemnego jeden rumuński statek.
W związku z tym coraz częściej pojawiają się głosy, że Włochy powinny zamknąć bazy, z których ruszają naloty na Libię. Tym bardziej że w poniedziałek o kryzysie podczas wideokonferencji radzili tylko przywódcy USA, Francji, Wielkiej Brytanii i Niemiec, co uznano we Włoszech za policzek.