Odpryski rewolucji w krajach arabskich docierają do Europy i wystawiają na próbę unijną solidarność. – Nadszedł czas, aby okazać ją Malcie – mówiła wczoraj Cecilia Malstrom, unijna komisarz spraw wewnętrznych, która uczestniczyła w radzie ministrów w Luksemburgu. Na tej niewielkiej wyspie jest około 2 tysięcy uchodźców z pogrążonej w walkach Libii: Erytrejczyków, Somalijczyków, Sudańczyków z Darfuru i mieszkańców innych krajów regionu subsaharyjskiego.
– Uciekli kiedyś przed konfliktami w swoich ojczyznach. Teraz nie mogą tam wrócić – mówi „Rz" Marcin Grabiec, rzecznik unijnej komisarz. To dla tych ludzi Komisja Europejska i Malta szukają domów w innych krajach Europy, bo sama Malta sobie nie poradzi.
Nawet połowa krajów może zadeklarować chęć przyjęcia uchodźców. Nie wiadomo jednak, czy proponowane kwoty wystarczą. Niemcy na przykład zgodziły się na setkę uchodźców. Ofertę złożyła też Polska. – Mówimy o kilku, kilkunastu osobach – powiedział polskim dziennikarzom minister Jerzy Miller. Na razie jednak nikt się do Polski nie zgłosił.
O ile problemy Maltańczyków z uchodźcami znajdują, przynajmniej werbalnie, zrozumienie w innych państwach UE, o tyle już apele Włochów o pomoc w walce z napływem imigrantów – nie. Na wyspę Lampeduza od początku roku przybyło około 20 tysięcy Tunezyjczyków. Mówią oni wprost, że Włochy nie są dla nich miejscem docelowym. Najbardziej chcieliby się przedostać do Francji, ewentualnie – w mniejszej części – do Niemiec. Tam mają rodziny i przyjaciół, a w przypadku Francji znany im język.
Rzym najpierw apelował do UE o podzielenie się problemem. Wobec braku chętnych postanowił działać metodą faktów dokonanych. Zapowiedział wydawanie imigrantom czasowego prawa pobytu, co umożliwia im podróżowanie po strefie Schengen. – Nie daje im automatycznie takiego prawa, bo poza dokumentem włoskim muszą jeszcze spełniać pięć innych kryteriów – zaznacza Marcin Grabiec.