Regionalny rząd Flandrii, północnej części Belgii, zdecydował właśnie, że angielski będzie drugim – obok francuskiego – obowiązkowym językiem obcym w szkołach tego regionu.
– Flamand musi być nie dwu-, ale trójjęzyczny – zapowiedział Pascal Smet, minister edukacji rządu regionalnego. W wywiadzie dla francuskojęzycznego dziennika „Le Soir" Smet zapewnia, że silna pozycja francuskiego w szkołach północnej części kraju nie zmieni się. – Na pewno nie! Troska o francuski i jego poziom będzie taka sama jak dotychczas. I nie ma w tym nic dziwnego. W końcu Francja jest poważnym partnerem gospodarczym dla Flandrii – powiedział minister.
A więc francuski to język potrzebny Flamandom do komunikowania się z Francuzami. Ani słowa o przydatności tego języka w rozmowach z rodakami z południa kraju.
Ponad rok od ostatnich wyborów parlamentarnych Belgia nie ma nowego rządu, co jest światowym rekordem. Z okazji święta narodowego 21 lipca król Albert II mówił o konieczności przełamania impasu poprzez zbliżenie dwóch społeczności. Wymienił „porozumiewanie się w języku drugiej społeczności i próbę zrozumienia jej kultury".
Od dawna jednak trendy w Belgii są odwrotne: Flamandowie i Walonowie coraz mniej się rozumieją, również dlatego, że coraz gorzej znają swoje języki. We Flandrii francuski pozostaje obowiązkowym językiem obcym, ale już w Walonii uczniowie nie muszą się uczyć niderlandzkiego, którym posługują się Flamandowie. Mogą go wybrać, ale częściej wskazują na angielski. Jakość nauczania języków w szkołach południa jest jednak niska i absolwenci nie tylko nie umieją niderlandzkiego, ale też słabo porozumiewają się po angielsku.