Tekst z archiwum tygodnika "Przekrój"
Dziś małżeństwa jednopłciowe są ważne w siedmiu stanach i Waszyngtonie. Wiele wskazuje, że w tym roku dołączą co najmniej trzy nowe. Co zaskakujące, wśród polityków zmierzających do legalizacji takich związków dominują katolicy.
Pierwsze legalizacje małżeństw jednopłciowych w USA nastąpiły na drodze orzeczeń stanowych sądów najwyższych, które uznawały zgodnie, że nie ma żadnych naukowych badań, które by potwierdzały zarzuty pod ich adresem. A zatem odmawiając legalizacji ślubów jednopłciowych, stany bezpodstawnie dyskryminują pewną grupę społeczną, to zaś narusza zasadę równego traktowania. W innych stanach ustawy przegłosowywały parlamenty. Prawdziwa batalia rozegrała się jednak w stanie Nowy Jork.
W samym mieście żyje spora grupa wykształconych, zamożnych i wpływowych gejów, od lat zabiegających o prawne uregulowanie związków jednopłciowych. I choć od dawna większość mieszkańców stanu była tej idei przychylna, tamtejsi republikanie skutecznie blokowali głosowanie nad ustawą. Gdy w 2009 r. ówczesny gubernator wymusił wreszcie głosowanie, zabrakło wymaganej większości. I choć zwolennicy małżeństw jednopłciowych wygłaszali bardzo elokwentne przemowy w Senacie – konserwatyści wspierani przez Kościół katolicki wstawali, cedzili przez zęby „nie" i siadali. „Nie, bo nie" wystarczyło. Ale tylko do czasu.
Parada radości
Wszystko zmieniło się w 2010 r. Nowy gubernator, demokrata Andrew Cuomo, w kampanii ogłosił, że zrobi wszystko, by takie małżeństwa wreszcie wprowadzić. Gdy objął urząd, słowa dotrzymał – zabiegał o niezbędne głosy wśród republikanów, w czym pomagał mu republikański burmistrz Nowego Jorku Michael Bloomberg. W czerwcu zeszłego roku stan Nowy Jork zalegalizował wreszcie śluby homoseksualne. O tym, jak bardzo popularna była ta decyzja, przekonałem się osobiście, gdy 25 czerwca razem ze swoimi parafianami i tysiącami innych szedłem w gigantycznym radosnym pochodzie z tej okazji Piątą Aleją. Oprócz przedstawicieli mojego Kościoła maszerowali reformowani i konserwatywni żydzi, prezbiterianie, anglikanie, baptyści, unitarianie, metodyści, a nawet świeckie grupki katolików. Obserwowało nas i wiwatowało ponad 2 mln osób. Gdy burmistrz Bloomberg i gubernator Cuomo pojawili się na pochodzie, aplauz, jaki dostali, był dosłownie ogłuszający.