Festiwal ten ma już ponadstuletnią tradycję i status Światowego Dziedzictwa UNESCO. Odbywa się raz na pięć lat - w tym roku po raz 25.
- Polecam to doświadczenie każdemu - mówi zasapany dyrygent Romans Vanags, który prowadzi próbę chóru w niedzielne, upalne przedpołudnie. Chór próbuje "Saule, Perkons, Daugava" - dla wielu Łotyszy nieoficjalny hymn narodowy.
- Zacząłem uczestniczyć w festiwalu 20 lat temu - mówi agencji AFP 50-letni Vanags. - I za każdym razem jest tak jak za pierwszym, i za każdym razem inaczej. Niesamowita jest moc tylu głosów a capella.
Romans Vanags jest członkiem elitarnej grupy "dirigenti", którzy mają prawo prowadzić koncerty podczas festiwalu, tak ważnego dla łotewskiego dziedzictwa narodowego. Jest on jednym z niewielu stałych wydarzeń w burzliwej historii tego nadbałtyckiego, zaledwie dwumilionowego narodu. Pod carską, a następnie sowiecką okupacją był jak ostatnia deska ratunku dla łotewskiej tożsamości narodowej.