Architekt Jacek Rochala nabył działkę, na której chciał postawić wieżowiec mieszkalny. W 2006 roku wystąpił o warunki zabudowy. – Kupując taką działkę, znaliśmy jej przeznaczenie. Mogliśmy zbudować tam wieżowce do 11. kondygnacji – mówi Rochala. Rzeczywistość okazała się jednak brutalna. – W projekcie decyzji mam 11 kondygnacji, tymczasem w decyzji dostaję tylko pięć – opowiada.
Przedstawiciele łódzkiego magistratu tłumaczą, że zapis o 11 kondygnacjach to zwykły błąd urzędnika. Ten konsekwencji jednak nie poniesie, bo – jak twierdzą – „jego działanie w dobrej woli zostało opacznie zinterpretowane przez inwestora".
Rochala nie odpuścił i uzyskał pięć korzystnych dla siebie wyroków – cztery z Wojewódzkiego i jeden z Naczelnego Sądu Administracyjnego. Mimo to urzędnicy są nieugięci.
– W aktach postępowania wielokrotnie ginęły dokumenty. Utrudniano postępowanie, przeciągano, fałszowano dane, by uwiarygodnić wydawane decyzje – żali się Rochala.
Jedną z takich decyzji było naniesienie na mapy rzeki, która rzekomo płynie przez jego działkę. – Nikomu nie przeszkadzało, że zgodnie z rzeczywistością i mapami na rzece stoją wybudowane już domy – kpi architekt.