370 mln zł wydało w trzy lata 14 miast na kampanie mające wypromować ich wizerunek, przyciągnąć inwestorów i turystów. Jednak pieniądze nie zawsze wydawano rozsądnie, w dużych miastach głównie na sport, a część zleceń trafiała do firm na nieprzejrzystych zasadach – wynika z kontroli NIK, do jakiej dotarła „Rz".
– Stawianie na sport nie wynika z fanaberii grającego w piłkę burmistrza, ale z oczekiwań lokalnej społeczności. Jeśli gmina uważa, że najlepiej jest promować się przez sport, to jej prawo – mówi „Rz" Andrzej Porawski, dyrektor Związku Miast Polskich.
NIK zbadała wydatki na promocję z lat 2011–2013. Najwięcej na ten cel wydała Warszawa (86 mln zł), Gdańsk (59 mln zł), Bydgoszcz (53 mln zł), Łódź (49 mln zł). Z pieniędzy finansowano najczęściej medialne kampanie reklamowe, biznesowe, imprezy kulturalne i sportowe. Choć zdarzało się, że i sprawy niemające z reklamą nic wspólnego. Np. w Radomiu – publikację prasowych kondolencji, a w Piotrkowie Trybunalskim – ogłoszeń o sprzedaży nieruchomości.
Jednak NIK ma i poważniejsze zastrzeżenia. Część miast lwią część środków z „puli reklamowej" – blisko 70 proc. budżetów – przeznaczała na promocję przez sport, chociaż strategie przewidywały promocję gospodarczą, kulturalną i turystyczną.
I tak w latach 2011–2013 wydatki na promocję sportu w Białymstoku wyniosły 67 proc. budżetu, w Bydgoszczy – 59 proc., a w Katowicach – 23 proc. W Łodzi na sport poszła jedna czwarta puli promocyjnej (ale w latach 2012–2013 już 7,5 proc., bo od 2012 r. miasto przestało zlecać usługi promocyjne klubom sportowym).