– Jest lepiej niż kilka lat temu, ale jawność jeszcze się nie przyjęła jako zasada działania władzy – mówi „Rzeczpospolitej" Katarzyna Batko-Tołuć z Watchdog. Stowarzyszenie sprawdziło, w jakim stopniu byłe miasta wojewódzkie upubliczniają informacje o umowach, zlecanych usługach, np. budowlanych, i zamawianych produktach. Ankiety z pytaniami trafiły do 49 miast, wróciły z 46.
Jakie płyną z nich wnioski? Tylko dziesięć urzędów publikuje wydzielony rejestr zawieranych umów (na usługi, zakupy itp.) w swoich biuletynach informacji publicznej. Kolejne 21 podaje dane w formie elektronicznej, ale nie publikuje ich w BIP.
W rejestrach podają numer umowy, dane o kontrahentach, rodzaj zlecenia i cenę usługi. Nie zawsze jednak – na co wskazują autorzy badań – można się dowiedzieć, z kim urząd podpisał umowę. W Szczecinie i Koninie urzędnicy np. zasłonili personalia kontrahentów, twierdząc, że podanie ich narusza prawo do prywatności.
– To błędny pogląd. Ukrycie nazwiska czy imienia kontrahenta jest niezgodne z orzeczeniami sądów, które wyraźnie podkreślają, jak ważna jest wiedza o tym, kto otrzymuje publiczne pieniądze – mówi Batko-Tołuć.
Batalię sądową o upublicznienie personaliów osób, z którymi Szczecin zawierał umowy, stoczył radny Łukasz Tyszler z PO. W październiku sąd orzekł, że prezydent miasta nie może się zasłaniać prawem do prywatności.