Zgodnie z tymczasowym nakazem Federalnego Sądu Okręgowego w Teksasie nie może wejść w życie dekret prezydenta Obamy legalizujący pobyt w USA 5 mln nielegalnych imigrantów. Skorzystać z niego mogłoby także ok. 45 tys. Polaków, to znaczy połowa z przebywających nielegalnie w USA. Na razie nic z tego.
W liczącym 123 strony uzasadnieniu swego werdyktu sędzia Andrew S. Hanen nie pozostawił suchej nitki na programie prezydenta. Zasadniczy argument sprowadza się do twierdzenia, że prezydent przekroczył swe uprawnienia, regulując dekretem sprawy, które powinny być przedmiotem rozstrzygnięć Kongresu.
Jako że w obu jego izbach większość mają republikanie zwalczający pomysł prezydenta, szans na uchwalenie nowej polityki imigracyjnej nie ma. Nie oznacza to jednak, że Barack Obama poniósł już ostateczną klęskę. Z wielu opinii i ekspertyz wynika, że prezydent może doprowadzić do unieważnienia orzeczenia sądu w drodze odwołania. Cała procedura zajmie jednak wiele miesięcy.
– Wcześniej czy później sprawa trafi do Sądu Najwyższego i wcale nie jest powiedziane, że dekret nie zostanie uchylony – mówi „Rz" prof. Zbigniew Lewicki, amerykanista. W jego opinii pierwsza porażka Baracka Obamy w tej sprawie jest konsekwencją realizowanej właśnie obietnicy kierowania państwem za pomocą dekretów. Na to Kongres nie wyraża zgody.
W myśl dekretu imigracyjnego prezydenta osoby, które mieszkają w USA od co najmniej pięciu lat i są rodzicami dzieci posiadających amerykańskie obywatelstwo, a także nie były karane, mogą zalegalizować swój pobyt, otrzymać zezwolenia na pracę i prawo do świadczeń społecznych. Wprawdzie tylko na trzy lata, ale z możliwością przedłużenia tego terminu.
– Obama zalewa kraj imigrantami celowo, aby zwiększyć szeregi wyborców Partii Demokratycznej – głosi republikański senator Jeff Session, jeden z najzacieklejszych przeciwników projektu prezydenta. W rzeczy samej obietnica legalizacji pobytu w USA padła w czasie kampanii wyborczej Obamy w 2008 roku i była jedną z przyczyn tego, że imigranci, zwłaszcza latynoscy, głosowali w większości na kandydata demokratów. Obama nie wniósł jednak projektu historycznych w gruncie rzeczy zmian w ustawodawstwie imigracyjnym do Kongresu. Wiedział, że nie ma tam szans. – W całej sprawie chodzi o przyszłość i kulturę Ameryki – zwraca uwagę prof. Lewicki. Rzecz w tym, że zdecydowana większość spośród 11,2 mln nielegalnych imigrantów pochodzi z Ameryki Łacińskiej. Nie są zainteresowani nauką języka, pielęgnując kulturę latynoamerykańską. Imigracyjna polityka Obamy wzmacnia siłę tej populacji, na co konserwatyści nie wyrażają zgody.
– Obama zachowuje się jak cesarz – mówi senator Session. Opublikował właśnie 50-stronicowy katalog zarzutów pod adresem prezydenta. Zarzuca mu też, że nie chroni granic USA – twierdzi, że zaledwie 873 mile granicy z Meksykiem z ponad 2 tys. znajdują się pod kontrolą właściwych służb.