Dzielnica Connewitz na południu 600-tysięcznego Lipska, najludniejszego miasta Saksonii – landu we wschodnich Niemczech. To bastion środowisk mocno lewicowych, alternatywnych, zwanych w Niemczech sceną autonomiczną. Na dostojnych kamienicach mnóstwo kolorowych graffiti, na znakach drogowych naklejki z napisami: zakaz wstępu dla nazistów i dla policji. Ostatnio pojawiły się plakaty i banery: „Uwolnić Linę”. A wraz z nimi protesty i starcia z policją – przez kilka dni przykuwające uwagę niemieckiej opinii publicznej. Od piątku wieczór 50 funkcjonariuszy zostało rannych, z tego trzech w stopniu uniemożliwiającym służbę, zatrzymano około 50 osób biorących udział w ulicznych zamieszkach, 30 z nich trafiło do aresztu i czeka na decyzję prokuratora – wynika z niedzielnego komunikatu lipskiej policji.
Młotki i pręty
Lina E. to przywódczyni niewielkiej ekstremistycznej organizacji lewicowej, która napadała na neonazistów. 31 maja po długim procesie w Wyższym Sądzie Krajowym w Dreźnie, stolicy Saksonii, zapadł wyrok: pięć lat i trzy miesiące więzienia dla 28-letniej studentki Liny E. Na krótsze wyroki pozbawienia wolności skazano trzech współdziałających z nią mężczyzn.
Według sądu tworzyli oni grupę przestępczą. W latach 2018–2020 przeprowadzili wiele ataków na terenie Saksonii i sąsiedniej Turyngii, raniąc 13 osób, w tym dwie w stopniu zagrażającym życiu.
Czytaj więcej
Groteskowe przygotowania do zamachu stanu przestały dziwić, gdy stało się jasne, że są przejawem...
Jak pisały media niemieckie, posługiwali się zazwyczaj młotkami albo metalowymi prętami. Tabloidy takie jak „Bild” nazywały ich „młotkową bandą” albo „łamaczami kolan”. Nie wszyscy napadnięci byli neonazistami. Zaatakowali też robotnika z Lipska, bo nosił czapkę z logo firmy Greifvogel Wear, lubianej przez prawicowych radykałów.