Wielka Brytania nie całkiem kolorowa. Wciąż żywe są demony rasistowskie

Premier ma korzenie hinduskie, a burmistrz Londynu, jak i pierwszy minister Szkocji – pakistańskie. Mimo to królestwo jeszcze nie uporało się do końca z rasizmem.

Publikacja: 03.04.2023 03:00

Humza Yousaf (trzeci z lewej), świeżo wybrany lider Szkockiej Partii Narodowej (SNP) i pierwszy mini

Humza Yousaf (trzeci z lewej), świeżo wybrany lider Szkockiej Partii Narodowej (SNP) i pierwszy minister Szkocji, opublikował zdjęcie swojej rodziny z siedziby władz prowincji

Foto: twitter

Od pierwszego spojrzenia wiadomo, że rodzina Suelli Braverman nie żyła na Wyspach od wieków. Rodzice minister spraw wewnętrznych przyjechali tu z Indii, Kenii i Mauritiusa. Można by więc oczekiwać, że ich córka, która zrobiła wielką karierę w Wielkiej Brytanii, będzie chciała, aby i inni mogli pójść tą drogą.

Ale tak nie jest. To właśnie Braverman pilotuje przedstawiony na początku marca w Izbie Gmin projekt jednej z najbardziej restrykcyjnych ustaw migracyjnych w świecie zachodnim, która łamie podstawowe regulacje prawa międzynarodowego. Jeśli wejdzie w życie, nielegalni imigranci, którzy dostali się do królestwa np. na pontonach z francuskiego wybrzeża, nie będą mieli prawa złożyć podania o azyl, otrzymają dożywotni zakaz przyjazdu do królestwa i będą deportowani do takich krajów jak Rwanda. Nawet Karol III ma wątpliwości, czy to jest zgodne z tradycją kraju, który zbudował największe imperium świata.

Elitarne szkoły

Przypadek Braverman dobrze pokazuje, jak Wielka Brytania miota się między zaskakującymi karierami politycznymi dzieci imigrantów z dawnych kolonii a wciąż żywymi demonami rasistowskimi. Premier Rishi Sunak urodził się już na Wyspach, jednak rodzice jego i jego żony przyjechali tu z Indii. Humza Yousaf, świeżo wybrany lider Szkockiej Partii Narodowej (SNP) i pierwszy minister Szkocji, właśnie opublikował zdjęcie swojej rodziny już z Saint Andrew’s House, siedziby władz prowincji. Widać na nim matkę zawiniętą w tradycyjną muzułmańską chustę i brodatego ojca o niechętnym wyrazie twarzy, jakby był niezadowolony, że syn wymsknął się z tradycyjnego kręgu kulturowego ojczystego Pakistanu. Yousaf jest muzułmaninem, podobnie jak burmistrz Londynu Sadiq Khan, którego rodzice także przybyli z Pakistanu. Z kolei rodzina Kemi Badenoch, minister ds. biznesu, wywodzi się z ludu Joruba w Nigerii.

Czytaj więcej

Raport: "Instytucjonalny rasizm" w londyńskiej policji

Ekipa Sunaka może sprawiać wrażenie najbardziej etnicznie różnorodnej w historii Wielkiej Brytanii, ale to wyróżnienie należy się rządzącemu wcześniej Borisowi Johnsonowi. Kanclerzem był u niego np. Nadhim Zahawi, z pochodzenia Kurd. Także za krótkich rządów bezpośrednio poprzedzającej obecnego premiera Liz Truss kluczowe stanowisko ministra finansów zajmował Kwasi Kwarteng, którego rodzina przybyła do Zjednoczonego Królestwa z Ghany. To on opracował plan radykalnego ograniczenia podatków mimo załamania dochodów państwa z powodu pandemii i brexitu, co wywołało niezwykłą panikę na rynkach finansowych i upadek rządu.

Kraje na kontynencie, które także miały imperia kolonialne, mogą tylko marzyć o takiej różnorodności. W Hiszpanii żaden polityk o latynoskich korzeniach nie był ani premierem, ani ministrem. Do najwyższego urzędu w państwie w Paryżu nie doszedł też nikt wywodzący się z francuskojęzycznej Afryki Subsaharyjskiej czy państw Maghrebu, choć samych muzułmanów pochodzących z Algierii, Tunezji i Maroka żyje nad Sekwaną 7 milionów.

Na Wyspach narasta podskórna frustracja z powodu polityki migracyjnej

Jednak Sunaka, Yousafa czy Khana poza rodzinami imigrantów łączy też coś innego: przeszli przez najbardziej elitarne brytyjskie szkoły. To bariera, która powoduje, że takich karier nie udało się zrobić Polakom ani z emigracji powojennej, ani tej po akcesji naszego kraju do Unii. Innym ograniczeniem jest też to, że premier czy pierwszy minister Szkocji doszli do najwyższych stanowisk w wyniku długiej gry w swoich ugrupowaniach politycznych, a nie poprzez zwycięstwo w wyborach powszechnych.

To ostatnie byłoby o wiele trudniejsze. Bo Wielka Brytania to tak naprawdę dwa, niemające ze sobą wiele wspólnego, kraje. Z jednej strony Londyn, niezwykle różnorodna i tolerancyjna metropolia, w której 55 proc. mieszkańców urodziło się za granicą. Z drugiej strony o wiele biedniejsza reszta królestwa, gdzie antyimigracyjne odczucia pozostają bardzo żywe. To ona przesądziła w referendum w czerwcu 2016 r. o wyjściu kraju z Unii, w znacznym stopniu w reakcji na zalew przyjezdnych z Polski. Także dziś Sunak ma nadzieję, że twarda polityka migracyjna uratuje Partię Konserwatywną przed nadchodzącą katastrofą wyborczą spowodowaną przede wszystkim fatalnymi skutkami gospodarczymi brexitu.

Rekordowa gęstość

Sama Braverman powraca do forsowanego jeszcze przez premiera Davida Camerona planu ograniczenia do 100 tys. osób rocznie emigracji netto (różnica między przyjezdnymi i wyjeżdżającymi). Temu miało służyć położenie kresu unijnej swobodzie przemieszczania się osób i wprowadzenie przed dwoma laty wzorowanej na Australii, a opartej na punktach m.in. za kwalifikacje zawodowe polityce wiz pobytowych.

Efekt pozostaje jednak katastrofalny. W kraju nie można obsadzić setek tysięcy stanowisk w kluczowych branżach gospodarki, jak służba zdrowia czy transport. Jednocześnie imigracja netto w ub.r. osiągnęła rekordowy poziom – 500 tys. osób. Tyle że to przyjezdni spoza Unii, głównie krajów zamorskich. Bo gdy idzie o mieszkańców państw Wspólnoty, to wyjechało ich o 50 tys. więcej, niż przyjechało (sama liczba Polaków spadła do ok. 700 tys.).

W kraju narasta więc podskórna frustracja z powodu takiej polityki migracyjnej. Confederation of British Industry, potężna organizacja biznesu, alarmuje, że w ten sposób gospodarka nie ruszy z miejsca. Z kolei niedawny raport sygnalizował wciąż bardzo żywe nastroje rasistowskie w policji metropolitalnej, Scotland Yardzie.

W ciągu niespełna pokolenia, między 2001 a 2021 r., liczba urodzonych za granicą podwoiła się z 4,6 do 10 mln i szybko pnie się do góry. A z 69 mln mieszkańców Zjednoczone Królestwo, kraj o powierzchni wyraźnie mniejszej od Polski, ma jedną z najwyższych gęstości zaludnienia na świecie. I nic nie wskazuje na to, że w przyszłości będzie tu luźniej.

Od pierwszego spojrzenia wiadomo, że rodzina Suelli Braverman nie żyła na Wyspach od wieków. Rodzice minister spraw wewnętrznych przyjechali tu z Indii, Kenii i Mauritiusa. Można by więc oczekiwać, że ich córka, która zrobiła wielką karierę w Wielkiej Brytanii, będzie chciała, aby i inni mogli pójść tą drogą.

Ale tak nie jest. To właśnie Braverman pilotuje przedstawiony na początku marca w Izbie Gmin projekt jednej z najbardziej restrykcyjnych ustaw migracyjnych w świecie zachodnim, która łamie podstawowe regulacje prawa międzynarodowego. Jeśli wejdzie w życie, nielegalni imigranci, którzy dostali się do królestwa np. na pontonach z francuskiego wybrzeża, nie będą mieli prawa złożyć podania o azyl, otrzymają dożywotni zakaz przyjazdu do królestwa i będą deportowani do takich krajów jak Rwanda. Nawet Karol III ma wątpliwości, czy to jest zgodne z tradycją kraju, który zbudował największe imperium świata.

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Społeczeństwo
Aleksander Dugin i faszyzm w rosyjskim szkolnictwie wyższym
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Społeczeństwo
Dubaj pod wodą. "Spadło tyle deszczu, ile pada przez cały rok"
Społeczeństwo
Kruszeje optymizm nad Dnieprem. Jak Ukraińcy widzą koniec wojny?
Społeczeństwo
Walka z gwałtami zakończyła się porażką. Władze zamykają więzienie w USA
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Społeczeństwo
5 milionów osób o krok od śmierci głodowej. Kryzys humanitarny w Sudanie