Do dwóch lat więzienia groziłoby za publicznie propagowanie działań dotyczących możliwości przerwania ciąży, nawoływanie do aborcji, a nawet informowanie o możliwości zabiegu w przypadkach innych niż wymienione w ustawie – to najważniejszy przepis z projektu ustawy, który jeszcze w tym roku trafi do Sejmu. Po dwóch latach od wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który niemal całkowicie zakazał przerywania ciąży, ruszyła zbiórka podpisów pod projektem jeszcze mocniej domykającym prawo aborcyjne.
Stoi za nim Fundacja Życie i Rodzina Kai Godek. O starcie obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej „Aborcja to zabójstwo” informowała już w marcu. Zbiórkę podpisów jednak przesunięto. Jak dowiedziała się „Rzeczpospolita”, marszałek Sejmu Elżbieta Witek zatwierdziła powstanie komitetu 27 września. Od tego czasu ma on trzy miesiące na wniesienie projektu do parlamentu.
Czytaj więcej
4,9 proc. Polaków ocenia "zdecydowanie dobrze", a 4 proc. "raczej dobrze" wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 22 października 2020 roku, który uznał dokonywanie aborcji z powodu uszkodzeń lub wad płodu za niezgodne z konstytucją - wynika z sondażu IBRiS dla Onetu.
Uderzenie w aborcje domowe
Projekt przewiduje powiązane ze sobą zmiany w ustawie o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży oraz w kodeksie karnym. Oprócz wprowadzenia kar za publiczne propagowanie, nawoływanie i informowanie o aborcji zakazane ma stać się nakłanianie kobiety do przerwania ciąży. Ten ostatni czyn już teraz jest karany, jednak tylko w przypadku aborcji, dokonanej z naruszeniem przepisów ustawy.
Czemu mają służyć tak skonstruowane przepisy? – Projekt ma na celu likwidację systemowego pomocnictwa w aborcji – wyjaśnia „Rzeczpospolitej” Kaja Godek.