Na targu w powiatowym mieście, nad pierwszymi sadzonkami bratków i prymulek – gorąca dyskusja. „No przecież dostają po 40 zł za Ukraińca, nie? To czego jeszcze po tych pojemnikach w sklepach wystawionych szukają?” – oburza się kobieta z koszykiem. Odpowiada jej sprzedający, pakując sadzonki. „Bo one to z pazerności wszystko robią. Taki charakter mamy, my, Polacy, na wszystkim chcemy zarobić” – mówi. W dyskusję wtrąca się nieśmiało czekająca na swoją kolej klientka: „Ale to chyba dobrze, że pomagają, przecież z dobroci to robią, u mnie mieszkała rodzina cztery dni i grosza od nikogo nie wzięłam”. Dalsza dyskusja upływa na skrupulatnym podliczaniu, ile, kto i na co dostaje, i czy to dobrze. A na koniec pojawia się akcent pozytywny: zaopatrzona w bratki klientka z koszykiem ogłasza, że uda się do Biedronki i mimo wątpliwości odłoży dziś do pojemników makarony i czekolady. „Niech tam jadą na tę Ukrainę – mówi – przecież oni nie mają co jeść”.