Rzeczpospolita: Istnieją obawy, że bitcoin okaże się kolejną bańką giełdową. Kiedy narodziła się spekulacja?
Andrzej Sadowski: Jest stara jak nasz świat. XVII-wieczna bańka spekulacyjna związana z cebulkami tulipanów doczekała się nawet filmu „Tulipanowa gorączka“. Nadzwyczajny zysk rozpalał umysły i odbierał trzeźwość osądu, dlatego m.in. cebulki tulipanów zyskiwały niebotyczne ceny, jak dziś kryptowaluty oraz dodrukowywane pieniądze bez realnego pokrycia w rzeczywistej produkcji.
Na czym poza tulipanami spekulowano na giełdach?
Na wszystkim. Właściwie przedmiot spekulacji tak naprawdę nie ma żadnego znaczenia, bo można spekulować nawet na tym, czego nie ma, jak w początkach giełdy londyńskiej, gdy oferowano akcje firm zajmujących się technologiami, które ludzkość opanowała wieki później. Wystarczy, że stworzy się przekonanie osiągnięcia nieprawdopodobnego zysku, by ludzie, jak w Londynie, wyszli na ulicę i demonstrowali, aby sprzedać im przynajmniej po jednej akcji. I tak jest z kolejnymi spekulacjami, które co jakiś czas pojawiają się na dowolnych rynkach: czy to nieruchomości, srebra, złota, franka szwajcarskiego, czy też kryptowalut. Nie ma znaczenia, czy to jest tulipan czy akcje Kanału Panamskiego. Bańki niczym huragany będą się pojawiać co jakiś czas na świecie. Obywatel, który zapragnął być kowalem własnego zysku, i to bez kwalifikacji, nie ma szans ze zorganizowanymi instytucjami, które je tworzą. To zwykły hazard, gdzie na koniec wygranym jest ten, kto prowadzi kasyno, oraz nieliczni, którzy potrafią w odpowiednim momencie poskromić swoją chciwość i wycofać się w porę.
Dlaczego zatem ludzie wciąż dają się wciągać w inwestowanie w bańki giełdowe?