"Rzeczpospolita": Singapur i Nowy Jork połączył najdłuższy bezpośredni lot pasażerski na świecie. Podróż trwa aż 19 godzin. Czy przy obecnej technice osiągnęliśmy właśnie granicę długości lotu?
Eryk Kłopotowski: Ta podróż odbywa się w bardzo wyjątkowej maszynie Airbusa A350, która dostała oznaczenie ULR (Ultra-Long Range). Ten samolot ma zasięg prawie 18 tys. km. Oznacza to, że może lecieć non stop nawet ponad 20 godzin. Długość lotu nie odstrasza chętnych, bo nie trzeba się już przesiadać w Los Angeles czy Dallas. Cała podróż znacząco się skraca i nie ma ryzyka spóźnienia się na przesiadkę. Singapore Airlines już zamówiły kolejne siedem takich samolotów, które będą mogły pokonywać równie dalekie dystanse.
Ale nadal to kilkanaście godzin spędzonych w samolocie...
Dlatego bilety sprzedawane są tylko w klasie premium ekonomicznej i biznesowej, gdzie można liczyć na różnorakie udogodnienia: wygodne duże fotele czy połączenie z internetem. Przelot w klasie zwykłej ekonomicznej byłby tu absolutnie nie do zniesienia – załoga musiałaby co jakiś czas zmuszać ludzi do wstawania, bo inaczej groziłoby to chorobami żył.
Jaka jest zatem przyszłość transportu lotniczego? Może wykorzystamy w końcu kosmos?