Althing to najstarszy parlament świata. Choć na lawowych polach Thingvellir (po islandzku znaczy równina zgromadzenia) zbierał się od 930 r., to takiej sprawy jeszcze nie rozstrzygał.

Inicjatywa wyszła od islandzkich władz, które uważają, że pod przykrywką klubów ze striptizem działają domy publiczne. Według działaczek socjaldemokratycznych striptizerki to kobiety bez wykształcenia, często cudzoziemki, które mogą być zmuszane do świadczenia usług seksualnych. A na dodatek społeczeństwo islandzkie jest tego typu rozrywkom przeciwne.

W czwartek z 63 posłów Althingu na głosowanie w sprawie striptizu nie przyszła połowa. Ci, którzy przyszli, byli za zakazem (dwoje się wstrzymało). Prawo ma wejść w życie w czerwcu, gdy – jak co roku – zaczynają się największe żniwa dla islandzkiego przemysłu turystycznego. W ciągu czterech letnich miesięcy wyspę odwiedza ponad 200 tys. gości przede wszystkim z Niemiec, USA i krajów skandynawskich (przoduje Dania).

Nic więc dziwnego, że Asgeir Deavidsson, właściciel Goldfingera – największego striptizowego klubu w Rejkiawiku – zapowiedział zaskarżenie zakazu do sądu. Najpierw chce jednak wyjaśnić z prawnikami, czy taniec dziewczyny ubranej tylko w stringi to też striptiz.