Do tragedii doszło we wtorek późnym wieczorem. Żołnierze 17. Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej z Międzyrzecza przygotowywali się właśnie do nocnych manewrów na poligonie w Wicku (Zachodniopomorskie). Wozy z działkami przeciwlotniczymi jechały na stanowiska. Nie wszystkie zdążyły zająć pozycje, kiedy padły strzały. Jak wstępnie ustaliła prokuratura – trzy albo cztery. Jeden z pocisków trafił w pojazd bojowy. Na miejscu zginął szer. Grzegorz Salomon. Był żołnierzem służby zasadniczej. Do armii został wcielony w maju. Pochodził z Wodzisławia Śląskiego.

– Jesteśmy w kontakcie z jego rodziną. Jeśli bliscy wyrażą taką wolę, wyprawimy mu wojskowy pogrzeb – deklaruje mjr Sławomir Lewandowski, rzecznik prasowy Wojsk Lądowych. W wyniku wybuchu rany odnieśli trzej inni żołnierze. Wszyscy trafili do szpitala w Słupsku. – Jeden z nich w nocy przeszedł skomplikowaną operację neurochirurgiczną. Jest na oddziale intensywnej terapii i oddycha za pomocą respiratora. Jego stan jest bardzo ciężki. Walczymy o jego życie – mówił wczoraj rano Ryszard Stus, dyrektor szpitala w Słupsku. Dwaj pozostali żołnierze odnieśli niegroźne rany. Jednemu trzeba było jednak amputować fragment palca. Jeszcze wczoraj nie było wiadomo, jak długo poszkodowani pozostaną w szpitalu. Lekarze i wojskowi brali pod uwagę przetransportowanie ich do lecznicy w Gorzowie Wielkopolskim.

W oficjalnym komunikacie wydanym przez armię czytamy o nieszczęśliwym wypadku i niekontrolowanym strzale. – Zaraz po tragedii dowódca Wojsk Lądowych powołał specjalną komisję, która udała się do Wicka Morskiego. Dochodzenie w tej sprawie prowadzą prokuratura oraz Żandarmeria Wojskowa. Niewykluczone jednak, że wyniki śledztwa nie będą mogły zostać podane do publicznej wiadomości – tłumaczy mjr Lewandowski. Najprawdopodobniej winę za tragedię ponosi człowiek. Według jednej z wersji któryś z żołnierzy mógł zbyt szybko załadować i odpalić pocisk.

– Zestaw przeciwlotniczy ZU-23/2 to bardzo prosty sprzęt artyleryjski. Jeśli chodzi o mechanikę, to nie ma co sięw nim starzeć. W tym przypadku najpewniej ktoś nie dopełnił procedur bezpieczeństwa, i z jakiegoś powodu nabój był w komorze w trakcie przemieszczania się pojazdu – uważa Grzegorz Hołdanowicz, ekspert wojskowy, redaktor naczelny miesięcznika „Raport WTO”. Po wypadku ćwiczenia zostały przerwane. Miały trwać do 24 października. Teraz do pracy zabrało się trzech prokuratorów wojskowych z Gdyni i zespół żołnierzy z Żandarmerii Wojskowej. – Dopóki nie zakończy się postępowanie, nie można wykluczyć, że ktoś popełnił błąd – mówi płk Edward Jaroszuk, rzecznik prasowy żandarmerii. – Gdyby zachowano wszystkie procedury, ten wypadek nie powinien się wydarzyć.

Płk Jaroszuk przyznaje, że sprawdzane jest wszystko, łącznie z przebiegiem służby szeregowego Salomona oraz to, czy jego przełożeni dobrze przygotowali go do ćwiczeń na poligonie. Procedury wojskowe bardzo ściśle określają zasady postępowania z bronią. – Zanim żołnierz pojedzie na strzelanie z użyciem ostrej amunicji, musi przejść cały system szkoleń i ćwiczeń na sucho, czyli bez broni albo ze ślepą amunicją – mówi mjr Lewandowski.Do tej pory zasady te zdawały egzamin. Świadczą o tym statystyki. Od 2005 r. na na poligonach doszło do jednego śmiertelnego wypadku. Rannych zostało siedmiu żołnierzy.