– To jedyny taki przepis w Polsce, że można kogoś zwolnić ze służby tylko na podstawie podejrzeń i nawet jeśli później udowodni się swoją niewinność, to straty finansowe z tego tytułu nie zostają wyrównane – oburza się Iwona Fołta z Porozumienia Białostockiego, którego jednym z głównych postulatów jest zadośćuczynienie celnikom, którzy w ten sposób stracili pracę.
Według funkcjonariuszy regulację tę wprowadzono w 2003 roku. – To było za rządów SLD, podczas dostosowywania naszego prawa celnego do rozwiązań Unii Europejskiej. Przepis pojawił się zupełnie przez przypadek. Uchwalono go z pominięciem procedur. Mimo naszych interwencji wszedł w życie – mówi Fołta.
Zdaniem celników pomysłodawcą miał być poseł SLD Marek Wikiński, a posłowie artykuł przegłosowali przy okazji innych zmian w prawie, nie wiedząc do końca, nad czym głosują.
Z Wikińskim nie udało nam się wczoraj skontaktować. Były premier Józef Oleksy, który w tamtym Sejmie kierował komisją odpowiedzialną za dostosowanie naszych przepisów do unijnych, inaczej zapamiętał tę sprawę. – Wtedy panowało oburzenie w kraju spowodowane ujawnieniem wielu przypadków korupcji wśród celników. Posłowie zastanawiali się nad wdrożeniem rozwiązań, które mogłyby tę sytuację zmienić. Nie było przyjmowania przepisów bez zastanowienia – mówi.