To media zaraziły się od siebie i rywalizowały w odnajdywaniu coraz bardziej drastycznych przypadków. Przyciąga je sensacja, a mechanizm konkurencji każe szukać jeszcze bardziej drastycznych przykładów. Rośnie fala fascynacji, aż do momentu przesilenia. Odbiorcy męczą się podobnymi do siebie i obracanymi na wszystkie strony wypadkami, a więc media tracą nimi zainteresowanie i sprawa cichnie równie gwałtownie, jak wcześniej wybuchła.
Rywalizacja w detalicznym pokazywaniu tego typu makabry przyciąga uwagę złaknionych mocnych wrażeń odbiorców, a jednocześnie usprawiedliwia się interwencją w ważnej sprawie społecznej. „Coś trzeba zrobić!” – powtarzają dziennikarze.
W rzeczywistości do zrobienia jest niewiele. W odpowiednio dużej zbiorowości pojawia się pewna liczba psychopatów, którzy dopuszczają się strasznych rzeczy. Pewnym remedium byłyby silne więzi społeczne, w tym kontrola wewnątrz szerzej rozumianej rodziny. Tylko że rodzina się kurczy, więzi społeczne słabną, a dziennikarze, którzy sprawę skomentować muszą natychmiast, przedstawiają ją tak, jakby najniebezpieczniejszym miejscem dla dzieci była rodzina właśnie. A sprawę mają rozwiązać, jakżeby inaczej, państwo i prawo.
Politycy gapiący się w ekrany telewizora reagują jak psy Pawłowa. Miłościwie nami rządzący ogłaszają już, że interweniować należy w wypadku klapsa w rodzinie, gdyż – rozumowanie jest proste – przyzwolenie na klaps jest równoznaczne z przyzwoleniem na zakatowanie dziecka. Trwają więc prace nad kolejnym aktem prawnym, który wprawdzie nijak nie wpłynie na psychopatów, ale podważy jeszcze bardziej status rodziny poddanej zwiększonej urzędowej kontroli.
A media i politycy mogą odpocząć w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku.