Publikacja książki historyków IPN Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii” sugerującej, że lider „S” był współpracownikiem SB o kryptonimie „Bolek”, wywołała głośne protesty zwolenników byłego prezydenta. W kilku miastach powstały społeczne komitety, których członkowie zadeklarowali walkę o obronę dobrego imienia Wałęsy. Czas płynie, do komitetów nie dołączają politycy z pierwszych stron gazet, a sami inicjatorzy ich powołania wątpią, by przerodziły się w partię polityczną. Co w miesiąc po premierze książki dzieje się z jej bohaterem i jego obrońcami?
Były prezydent ostatni wpis w swoim blogu zamieścił tydzień temu. Teraz nie ma go w Polsce. Pod koniec czerwca zdecydował też, że nie będzie już występował w mediach i odpowiadał na pytania dotyczące jego kontaktów z SB.
– Są wakacje, ale przede wszystkim opadły emocje. Minął syndrom wspierania ofiary. W tej sprawie więcej było właśnie emocji niż racjonalnego osądu. Większość z tych, którzy zabierali głos, nie czytała książki – ocenia to nagłe wyciszenie dr Jarosław Och, politolog z Uniwersytetu Gdańskiego.
Mimo to przedstawiciele komitetów zapewniają, że dalej walczą. W Poznaniu działa Komitet „Solidarni z Lechem Wałęsą”. Swój apel z 500 podpisami zebranymi przez sympatyków byłego prezydenta wysłali do Gdańska. – Podpisy są zbierane dalej, przez trzy, cztery godziny dziennie – mówi „Rz” Piotr Dwornicki ze Stowarzyszenia im. Lecha Wałęsy. Zajmują się tym przede wszystkim działacze Młodych Demokratów – młodzieżówki PO. Podobna akcja w Szczecinie przyniosła 1,5 tysiąca podpisów, nieco mniej zebrano w Białymstoku (mimo wsparcia związanego z PO prezydenta miasta Tadeusza Truskolaskiego).
Większość ludzi, która składa podpisy w obronie Wałęsy, to przeciwnicy PiS, a zwolennicy PO