– Witamy w krainie pumą słynącej – Henryk Ferster, dyrektor Wojewódzkiego Centrum Zarządzania Kryzysowego w opolskim Urzędzie Wojewódzkim, właśnie skończył rozmowę telefoniczną z szefem podobnego sztabu z Poznania. – Tam też mają pumę – uśmiecha się znad biurka zasłanego ogromnymi mapami. Na jednej z nich widać trasę przemieszczania się tajemniczego zwierza po Opolszczyźnie. Na drugiej – trzy ogromne kręgi, wokół Krapkowic, Kędzierzyna-Koźla i Głubczyc, którymi oznaczono tereny przebywania drapieżnika.
– Kolegom z sąsiednich województw sygnalizuję, że być może zapuściła się tam „nasza” puma, ale Starachowice, Wielkopolska... To niemożliwe, zbyt duże odległości – dyrektor centrum zna zwyczaje pum na wylot. – W domu nie mam nawet kota, wszystkiego musiałem się nauczyć z książek.
Klatka samołówka jest namacalnym dowodem, że drapieżnika na Opolszczyźnie traktuje się jak najpoważniej. Drugim są oficjalne pisma wojewody opolskiego do jego odpowiedników z krajów Republiki Czeskiej i Słowackiej graniczących z Opolszczyzną, z zapytaniem, czy na ich terenie nie odnotowano przypadków ucieczki pumy z ogrodu zoologicznego lub prywatnego parku safari. To jedna z hipotez tłumaczących pojawienie się drapieżnika na Opolszczyźnie.
Po negatywnych odpowiedziach pozostały inne teorie: że puma przywędrowała z Małopolski – tam widziano ją jesienią – lub że pochodzi z nielegalnego importu.
[srodtytul]Rzeź warchlaków[/srodtytul]