Władysław Szwak, ojciec dziewczynki: – W nocy wstaję, bo spać z tych nerwów nie mogę. Coś mnie dusi, robota z rąk leci. Jak tyle kłamstw o człowieku można powiedzieć...
Wioletta Woźna, matka: – Oddałam dziecko, bo co miałam robić. Życie jakoś toczy się dalej. W obejściu dużo do roboty, do krów chodzę. Ale miałam nadzieję, że Różyczka do nas wróci.
[srodtytul]Sołtys: to dobrzy ludzie[/srodtytul]
Błota Wielkie w Wielkopolsce to kilkanaście obejść rozsianych wśród pól i lasów. Zagroda Szwaków leży na skraju osady. Mały chlewik, niewykończone pomieszczenie gospodarcze, przykryta deskami studnia. Za parterowym domem rdzewieją stare rolnicze maszyny i jakieś żelastwo (pan Władysław kiedyś handlował złomem). W mieszkaniu – kontrasty. Brudnawe ściany, podniszczone meble i telewizor Philipsa. W kuchni stary piec, za to w pokoju dziecinnym komputer, poskładane w stosiki ubranka dla niemowlaka, kryty wózek. I puste łóżeczko.
Pan Władysław i pani Wioletta siedzą na tapczanie. Ona błądzi gdzieś myślami, rzadko się wtrąca do rozmowy. On wyrzuca z siebie potoki słów. Często krzyczy. Po chwili głos mu się łamie. – Jestem już zmęczony. Tyle razy o tym opowiadałem – rzuca.